Archiwum Polityki

Przypadkowy Dejmek

W „Rzeczpospolitej” (nr 144) przedstawiona została sylwetka Kazimierza Dejmka. Zastanawiają pewne opinie, co najmniej ryzykowne. Autor przypomina słynne „Dziady” z 1967 r., dodając: „Według znanej opinii teatrologa profesora Romana Taborskiego, Kazimierz Dejmek był raczej bohaterem z przypadku, aniżeli świadomym bojownikiem o wolność słowa”. Po pierwsze, Dejmek nigdy nie chciał być bohaterem, co podkreśla z uporem prawie w każdym wywiadzie. Natomiast czy rzeczywiście miał zamiar uczcić dziełem Mickiewicza rocznicę Rewolucji Październikowej? Sam pomysł wydaje się surrealistyczny. Naprawdę ważne jest jednak tylko to, co widzowie zobaczyli wówczas na scenie Teatru Narodowego. Znając dalszy rozwój wypadków można z całą pewnością stwierdzić, że nie była to pochwała odwiecznej przyjaźni polsko-radzieckiej.

Potem jest wzmianka o rozstaniu reżysera z panującą partią i komentarz: „Jednak na dłuższą metę nie zagroziło to jego karierze. Reżyserował później m.in. w Piccolo Teatro w Mediolanie i w Burgtheater w Wiedniu. W latach 80. kierował Teatrem Polskim w Warszawie”. Czy z tego ma wynikać, że peerelowskie władze wysłały go w nagrodę na saksy? Szkoda, iż autor notki nie wspomniał, że w 1969 r. cenzura zdjęła Dejmkowi gotowy już spektakl „Dialogus de Passione”, przygotowany dla stołecznego Ateneum. (W ogóle nie wspomina się o inscenizowanych przez Dejmka dramatach staropolskich). O pracy w Polskim też należałoby dopowiedzieć, iż twórca znalazł się tu na dyrektorskim fotelu po Sierpniu 1980 r. jako faworyt środowisk teatralnych. (Fakt, że miłość nie trwała długo).

I wreszcie zarzut ostatni: „Ciepło wyraża się o czasach PRL”. To prawda. Ale czy z tego powodu należy zapomnieć o zasługach Dejmka dla polskiego teatru?

Polityka 27.2001 (2305) z dnia 07.07.2001; Kultura; s. 42
Reklama