Niedyskrecje pocztowe. Korespondencja Tadeusza Borowskiego. Zebrał, objaśnił, skomentował Tadeusz Drewnowski. Prószyński i S-ka. Warszawa 2001, s. 360
Dziwne wrażenia z lektury. Listy obozowe, wysyłane z Oświęcimia do rodziców, potem z amerykańskiej zony w powojennym Monachium do narzeczonej, są przejmujące. Zapowiadają książkę niezwykłą, która dla poznania wewnętrznego świata pisarza, który jak nikt opisał oświęcimskie piekło, a potem zaprzedał duszę komunistycznemu diabłu, by kilka lat potem odebrać sobie życie – wydaje się nieprzepłacona. Ale im dalej, tym gorzej i nudniej, niestety, w piśmie przynajmniej. Trzy czwarte „Niedyskrecji pocztowych” to wymiana korespondencji głównie między pisarzami – bądź to przyjaciółmi z pokolenia Borowskiego, m.in. Różewiczem, Marczakiem-Oborskim, Woroszylskim, Wirpszą, bądź to starszymi – Żółkiewskim, Matuszewskim, Rudnickim, Tuwimem. „...Jestem zalatany, jak nigdy jeszcze nie byłem, tyle teraz konferencji, narad, zebrań i zjazdów” – pisze Borowski w 1949 r. do rodziców. I właściwie niemal tylko o tym są te listy. Zapisane w listach ślady istotnych przeżyć czy przemyśleń są nikłe i właściwie mało pożywne dla kogoś, kto chciałby się czegoś głębszego dowiedzieć o tej dosyć w końcu niezwykłej epoce, która dla kultury była jednocześnie rajem i piekłem. Podejrzewam, że najwięcej satysfakcji książka sprawi świadkom tamtych czasów. Z każdym następnym pokoleniem satysfakcje będą sukcesywnie malały, aż do zaniku niemalże, jako że dla generacji dzisiejszych dwudziesto- i trzydziestolatków będzie to nieczytelna abrakadabra, złożona z setek faktów i aluzji pozbawionych gruntu czytelnych odniesień. Drewnowski daje, prawda, sporo przypisów, ale obawiam się, że to kropla w morzu potrzeb.