Archiwum Polityki

Życie na przypis

Chyba najprawdziwsza Nałkowska to ta, \t która krótko przed śmiercią zapewniała Jana Kotta w cienistych alejach pałacu w Nieborowie:

– Niech pan nie wierzy, że można zrezygnować z miłości.
Jej kukiełka w szopce z 1945 r. śpiewała liryczny kuplet:
Ja chcę tylko szczęścia mieć trochę,
Do rządu uczucia mieć płoche
I nie sprzeciwiać się mu!
Chcę co dzień mieć jakieś zebranie,
Chcę być na ekranie i w KraNie,
Oraz w prezydiach stu.
I jeszcze do tego – kogoś miłego,
Kogoś takiego, co czytałby mnie...
By przy tym nie zapadł on w sen zły
Czytając „Życia” me „Węzły”
O tym, psze państwa śnię!

Narady, zebrania – namiastka salonów i rautów. Tyle mogła zaoferować pisarce nowa rzeczywistość. Starała się ją zrozumieć i oswoić, wprawiając w osłupienie nuworyszy władzy, kiedy zjawiała się w ekstrawaganckich kapeluszach wygarniętych z szafy, stojącej czterema nogami w czasach sanacji. Trzeci tom „Dzienników 1945–1954” (Czytelnik) pokazuje, jak trudno było zachować status damy. Oto notatka z marca 54: ...„stare popielice nie mają kołnierza. Genia mówi, że nie ma wiatru. Ale jest...” Notka z maja 1953 dotyczy pończoch: „Pranie i szycie – trochę, że trzeba, ale więcej dla higieny duchowej. Wyłaniający się ład, podzielone nylony na całe i »z oczkami«, uprane własnoręcznie, gotowe do »podnoszenia oczek«...” Ale najwięcej zapisków to uczenie się starości. Zaklinanie jej raczej. Wspomniany Jan Kott, przyjaciel i rozmówca autorki „Medalionów”, przypomniał jej kwestię, gdy usiłowano ustalić, kiedy właściwie przyszła na świat:
– Wszystkie daty moich urodzin są fałszywe!

Polityka 27.2001 (2305) z dnia 07.07.2001; Groński; s. 86
Reklama