Archiwum Polityki

Sexy beast

[dla każdego]

Dystrybutor pozostawił tytuł angielski, i słusznie, bo jest on ironiczny: nie ma tu ani erotyzmu (sexy), ani zwierza (beast). Jest natomiast akcja, którą kinomani oglądali wielokrotnie, typowa dla kryminału gangsterskiego: specjalista od włamań po odbyciu kary więzienia rad by rozpocząć przyzwoite życie, ale przeszłość wraca: zostaje znów zmuszony do akcji z zagrażającym fatalnym dla niego skutkiem – chyba że obróci się przeciwko wspólnikom i odkupi przeszłość. Ale tym razem, w ręku inteligentnego angielskiego reżysera Jonathana Glazera, temat nabrał nowej treści. Gary zwany Gal, w wykonaniu mało u nas znanego, lecz szanowanego na scenach londyńskich Raya Winstone’a, wypoczywa na emeryturze w Hiszpanii z kochającą żoną Dee Dee, skądinąd byłą gwiazdą kina porno; ale oto zjawia się Ben Kingsley, pamiętny z filmu „Gandhi”, lecz w roli krańcowo różnej: jako obsesyjny, maniakalny wysłannik groźnego szefa gangu, żądającego, by Gal włączył się do kolejnego włamania. Ten duet jest główną atrakcją filmu, zaś afera gangsterska stanowi tylko pretekst, bo temat jest szerszy: dwaj mężczyźni wobec swojej przeszłości, stale ciążącej i z którą trzeba się rozliczyć. Dla obydwu jest ona miniona: ale jeden trzyma się jej kurczowo, na granicy obłędu, i usiłuje zmusić drugiego, który stara się o niej zapomnieć, by jednak do niej powrócił. Wytwarza się hipnotyczna atmosfera terroru, ale jest to zarazem ocena życia: z jednej strony rezygnacja z dawnych błędów, z drugiej zaciekła ich obrona. Gal, dzięki dramatycznemu obrotowi wypadków, których tu nie opowiadam, bo warto je zobaczyć, jest jednak zmuszony do udziału we włamaniu, efektownym, bo odbywającym się pod wodą, które przynosi mu zaledwie 10 funtów i dwa kolczyki dla żony – ten skromny finał mogę zdradzić, bo wyraża on intencję filmu.

Polityka 28.2001 (2306) z dnia 14.07.2001; Kultura; s. 46
Reklama