Sedno sprawy jest trudne do ujęcia w kilku zdaniach, a z ram definicji wymyka się wiele wyjątków. Najlepiej świadczy o tym przypadek Alicji Badowskiej-Wójcik, która próbuje opisać miłośnika militariów, z reguły mężczyznę, a sama od piętnastu lat zbiera zabytkowe pojazdy wojskowe, i jest kobietą. Podkreśla często, że musiała sobie wywalczyć pozycję partnera, nie baby od garów, w środowisku, które prawdopodobnie właśnie z racji zainteresowań wykazuje wyczuwalne szowinistyczne odchylenie.
O sobie mówi: – Mimo że chodzę w futrach, biżuterii i jestem normalną kobietą, nie kręcą mnie wakacje na Hawajach i kolorowe drinki. Nie lubię facetów napakowanych sterydami, wolę swoich chłopców napakowanych od wyciągania czołgu z jeziora. A moment, kiedy lufa czołgu wyłaniając się na powierzchnię przebija taflę jeziora, jest jak orgazm, ryk dobrze odremontowanego silnika także.
Wietnam w Łodzi
Jacek Sadowski z kolegami mają wszystko, co konieczne do natychmiastowej mobilizacji niewielkiego oddziału marines, brakuje im tylko pojazdu. Wszyscy od lat fascynowali się historią wojny w Wietnamie i amerykańskim sprzętem wojskowym. Zaczęło się od filmów, modeli, książek, potem zaczęły się rodzić kolekcje, pierwsze kupione spodnie, plecak, hełm. Fascynacja się pogłębiała, teraz to oni piszą książki i produkują modele. A od trzech lat przebierają się za amerykańskich marines wysłanych do Wietnamu, a dokładnie za kompanię Golf z 2 batalionu, 5 pułku, 1 dywizji piechoty morskiej, walczącą w 1968 r. w środkowym Wietnamie w bitwie o miasto Hue. Kompania (w skrócie G25) liczy dziś 13 osób (w wieku od 14 do 44 lat) i stacjonuje, to znaczy mieszka, w Łodzi.