Prawo i Sprawiedliwość ma kłopot ze swym posłem Antonim Mężydło, a ten ma kłopot z własną partią. Problemy pojawiły się kilka miesięcy temu, gdy polityk skrytykował proponowaną przez władze Torunia lokalizację mostu, ponadto w lokalnej prasie powiedział, że w mieście funkcjonuje spółdzielnia, którą tworzą radni PiS i prezydent, czym powinno zająć się Centralne Biuro Antykorupcyjne. Do dziś zdania nie zmienił: – Jest to układ, w którym Porozumienie Toruńskie, w którego skład wchodzi LPR, PiS i część radnych Platformy, świetnie funkcjonuje z wywodzącym się z Ordynackiej prezydentem Michałem Zaleskim – mówi poseł Mężydło.
Pomysł z CBA wzburzył nie tylko kolegów partyjnych posła z Torunia, którzy już teraz oskarżyli Mężydłę o klęskę w przyszłych wyborach samorządowych. Zdenerwował również prezydenta Zaleskiego, który podał Mężydłę do sądu. – CBA rodzi skojarzenia, jakoby miała tu zostać popełniona jakaś korupcja – mówi Marcin Czyżewski, rzecznik prezydenta Zaleskiego. Poseł przypomina, że nie mówił o żadnych przypadkach korupcji, ale jak będzie trzeba, to poda, bo zgłasza się do niego sporo ludzi.
Poseł Tomasz Markowski, szef kujawsko-pomorskich struktur PiS, przyznaje, że Mężydło ma duże zasługi dla demokratycznej opozycji, choć są z nim pewne kłopoty: – Występuje bez uzgodnień, nie zawsze prezentuje zdanie zgodne z linią partii. Poza tym wywodzi się ze środowiska Unii Wolności, ma tam wielu znajomych, podczas gdy zdecydowana większość środowisk występuje w opozycji do UW – mówi Markowski. Jemu samemu nie przeszkadza współpraca z prezydentem Zaleskim, bo, jak mówi, nie ma powodu mieszać polityki do dziur w drogach.
W sprawie toruńskiego układu Mężydło interweniował już u Jarosława Kaczyńskiego, ale bez rezultatów.