Archiwum Polityki

Pielgrzymka w Andach

Święto Qoyllur Riti trwa trzy dni i trzy noce. Zawsze w pełnię księżyca, w każdą rocznicę cudownego objawienia się Chrystusa w 1780 r. Jednak niektórzy antropolodzy sugerują, że korzeniami sięga okresu prekolumbijskiego.

Pielgrzymka do Qoyllur Riti zaczyna się w Cuzco. Stąd o każdej porze dnia i nocy wyrusza mnóstwo taksówek, autobusów oraz ciężarówek. Jadą do Mahuayani, skąd zaczyna się wspinaczka do sanktuarium. Najlepiej wyjechać wieczorem. Wędrówka w pełni księżyca, bez prażącego słońca, wydaje się najlepszym rozwiązaniem. Droga do Mahuayani nie należy do wygodnych: kamienista nawierzchnia, wąskie odcinki. Najgorszy jest kurz. Jadąc w autobusie lub taksówce trzeba być przygotowanym na pustynną burzę wewnątrz pojazdu. Po ok. 2–3 godzinach jazdy pojawiają się wzdłuż drogi dzieci. Każde z nich biegnie i krzyczy: para mi (dla mnie), dame (daj mi). Czasami można się spotkać z agresją z ich strony. Otwierają drzwi, rzucają kamieniami.

Mahuayani jest już gotowe na przyjazd pielgrzymów.

Dzień i noc pracują prowizoryczne kuchnie polowe. Można zjeść ciepły posiłek i napić się gorącego ponche. Alkohol jest zabroniony. Ale jakoś trzeba się rozgrzać. Stąd wszyscy ruszają pieszo lub wynajmują konie. Ludzie na szlaku tworzą jeden, długi korowód. Ciasno! Z godziny na godzinę robi się coraz zimniej. Mróz zamienia ścieżkę w ślizgawkę. Trzeba uważać! Na trasie znajduje się 12 krzyży. Przy każdym zapalone świece i modlący się pielgrzymi. Im wyżej, tym trudniej. Wiele osób zaczyna cierpieć na soroche  chorobę górską. Objawy to zazwyczaj bóle głowy, trudności z oddychaniem oraz spowolnione myślenie. Niewielką ulgę odczuwa się u celu wędrówki. Lecz zaraz następne trudności. Trzeba znaleźć miejsce na biwak. Wśród tysięcy namiotów jest niewiele miejsca, a po wschodzie słońca zmarznięte błoto zamienia się w grzęzawisko. Jest jedna zasada: zawsze ktoś musi pilnować namiotu.

Polityka 29.2006 (2563) z dnia 22.07.2006; Świat; s. 48
Reklama