Niewymienionym z nazwiska patronem płyty zatytułowanej „Parada pedagogiczna” jest Witold Gombrowicz, który w „Ferdydurke” przedstawił doskonałą karykaturę polskiego systemu oświatowego. Czasy się zmieniają, lecz komiczny rozdźwięk między górnolotnymi programami a codziennością klasy szkolnej bynajmniej nie znika. Profesor Bladaczka nadal każe zachwycać się Słowackim (tu można wpisać bardziej współczesne nazwisko), który akurat Gałkiewicza nie zachwyca. W numerze „Lekcyjne rozmówki” Krzysztof Piasecki i Stanisław Zygmunt przepytywani są ze znajomości „Chłopów” Reymonta, których walory, jak można się domyślać, nie zrobiły na nich najmniejszego wrażenia. Mamy tu zarazem przedstawione dwie klasyczne strategie uczniowskie: luzaka i prymusa. Ten pierwszy próbuje się wykpić, drugi zaś recytuje gotowe formułki, które zapewne zachwycają panią nauczycielkę. Nietrudno przewidzieć, który jest ulubieńcem ciała pedagogicznego. („Samo ciało pedagogiczne. Ani jednego normalnego ciała” – to też z Gombrowicza).
Ogólniejsze przesłanie niesie poetycka piosenka Wojciecha Młynarskiego „Zeszycik z pierwszej klasy”, opowiadająca o kilku zeszycikach z różnych epok politycznych, do których odnosi się wprost zapisany na pierwszej stronie liryczny wierszyk o warszawskim księżycu. W najstarszym kajeciku świecił on radzieckim budowniczym Pałacu Kultury i Nauki, potem umiejętnie dopasowywał się do nowych okoliczności, na przykład w latach gierkowskich rzucał blask na mobilizujący napis „Pomożemy”. Komu świeci dzisiaj księżyc nad Warszawą i czy w ogóle dzieci uczą się jeszcze wierszyków?
Prawdziwą szkołą życia bywała jednak nie szkoła, lecz życie.