Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Milarepa

Wszyscy znają kino chińskie, ale o tybetańskiej kinematografii chyba nikt nie słyszał. Tymczasem nawet wśród buddystów rodzą się talenty filmowe, czego dowodem Neten Chokling. 35-letni, urodzony w Buthanie, mnich okazał się niesłychanie zdolnym reżyserem. Sobie tylko znanym sposobem nakręcił fabularny film „Milarepa”, edukacyjną baśń o życiu jednego z najsławniejszych joginów ze szkoły Kagyu, mistrzu Buddyzmu Diamentowej Drogi. Milarepa żył na przełomie XI i XII w. w Tybecie. Wychowywał się w bogatej rodzinie, nie wiedząc, czym są problemy zwykłych ludzi. Dopiero po śmierci ojca sytuacja się zmieniła. Matką i nim zaopiekował się stryj, który uczynił z nich swoich służących. Aby odzyskać zawłaszczone mienie i zemścić się za lata upokorzeń, matka Milarepy wysłała syna na naukę czarnej magii. Chłopak szybko opanował tajniki władania ciemnymi siłami natury i po powrocie do rodzinnej wioski dokonał rytualnego aktu zniszczenia. Zginął nie tylko jego stryj, ale przy okazji również 35 niewinnych osób, co wywołało wstrząs i doprowadziło do duchowej przemiany Milarepy. Film Choklinga wiernie relacjonuje te wydarzenia, ale o dochodzeniu do oświecenia ledwie napomyka. Więcej na ten temat ma być powiedziane w drugiej części biografii Milarepy, jeszcze nienakręconej. Jako bajka z morałem film się broni doskonale, ma w sobie coś naprawdę autentycznego, czego nie oferują tradycyjne produkcje hollywoodzkie. Pod względem technicznym też wypada interesująco. Efekty specjalne są na najwyższym poziomie, a aktorstwo nie ustępuje zbytnio temu, które oglądamy na dużym ekranie. J.W.

Polityka 36.2008 (2670) z dnia 06.09.2008; Kultura; s. 80
Reklama