Archiwum Polityki

Pojednanie

Pojednanie” podług słowników języka polskiego oznacza pewien proces dwustronny: „doprowadzenie poróżnionych do zgody, pogodzenie, przeproszenie się wzajemne”. Teologia widzi to bardziej jednostronnie. Pojednanie jest to pokajanie się przed Bogiem i wyznanie mu grzechów. Pamiętać jednak należy, że nie chodzi tu o stosunki partnerskie, ale relacje człowieka z Najwyższym. Zresztą Bóg okazuje w takich wypadkach daleko idącą wyrozumiałość. „Albowiem w Chrystusie Bóg jednał ze sobą świat nie poczytując ludziom ich grzechów” – pisze święty Paweł (2 Kor. 5, 19), co „Słownik teologii biblijnej” Xaviera Leon-Dufoura, posiadający imprimatur Kurii Metropolitalnej Warszawskiej z dnia 11 listopada 1971 (nr 6775/K/71), komentuje: „Bóg nie pamięta już od tej pory o grzechach ludzi. Nie jest to jednak wcale jakaś zwykła fikcja prawna; jest to, by użyć słów samego Pawła, »nowe stworzenie«”... Pojednanie sprowadza nas więc do swoistego punktu wyjścia. Skoro Bóg umie zapomnieć, tym bardziej obowiązuje to człowieka, któremu dodatkowo ułatwia to mijający czas. Pokolenia mijają, protagoniści wymierają, można zaczynać od nowa.

Zanurzony w historii Francji wiem, ilu krzywd doznaliśmy, my Polacy, od złowieszczych żabojadów i tak chociażby:

W podpisanych przez Napoleona w 1801 r. traktatach pokojowych z Austrią (Luneville) i Rosją (Paryż) nie znajdziemy najmniejszej wzmianki o Polakach, którzy wiernie walczyli u jego boku. Żeby pozbyć się kłopotu, wysłano około 6000 polskich legionistów na odległe San Domingo (dzisiejsze Haiti). Powróciło stamtąd 78 oficerów i 271 prostych żołnierzy, czyli niecałe 6 proc.

Tenże Napoleon, choć miał ku temu możliwości, ani przez chwilę nie pomyślał na serio o wskrzeszeniu Rzeczpospolitej, zadowalając się w pełni koślawym tworem zwanym Księstwem Warszawskim, interesującym go na tyle, na ile dostarczało spyży i mięsa armatniego.

Polityka 36.2008 (2670) z dnia 06.09.2008; Stomma; s. 120
Reklama