Mam żal do Andy Rottenberg, że poddała się i zrezygnowała z dalszego prowadzenia Zachęty. Jestem w stanie zrozumieć, jak silnym naciskom była poddana, na jak dokuczliwe i długotrwałe stresy narażona. Ale wiem też, że to decyzja będąca porażką sztuki współczesnej w Polsce. Pozwala bowiem pewniej poczuć się wszystkim tym (a jak się okazało, są ich legiony), którzy sądzą, że mają prawo wyrokować o tym, co w sztuce dobre, słuszne i dopuszczalne, a co nie, nawet jeśli nie potrafią odróżnić Malewicza od Malczewskiego. Ośmiela posła Tomczaka i jemu podobnych. I powoduje, że nowy dyrektor, czego by nie deklarował, z góry stoi na straconej pozycji i skazany jest na uległość, kompromis, oportunizm. Nie wszystko, co robiła Anda Rottenberg, budziło mój entuzjazm. Ale cieszyłem się, że ta nieco zmurszała wcześniej galeria pod jej rządami wreszcie nabrała wyraźnego charakteru. Można się było nie zgadzać, ale było przynajmniej z kim i z czym dyskutować. Obecne zwycięstwo rodzimego kołtuństwa oznacza, iż śmiało podnoszą głowy wszelcy pacykarze. Obym się mylił, ale czuję, iż nadchodzi czas ich triumfu.