Archiwum Polityki

Zedrzeć ze studenta

Jestem studentem czwartego roku polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Mieszkam w Skierniewicach i na uczelnię codziennie dojeżdżam pociągiem – 140 km w obie strony. Akademika nie dostanę, bo mieszkam zbyt blisko, a na wynajęcie stancji mnie nie stać.

Od 18 lutego PKP zlikwidowały studencką ulgę, która pozwalała mi kupować bilet miesięczny z 50-proc. zniżką za 78,30 zł (a w legitymacji studenckiej jak wół mam napisane, że upoważnia mnie ona do 50-proc. zniżki przy korzystaniu z kolei i innych środków transportu publicznego), zlikwidowały ulgowe przejazdy pociągami pospiesznymi i podwyższyły cenę biletów o 12 proc. Daje to 246 zł za bilet miesięczny 2 kl. pociągu pospiesznego na trasie Skierniewice–Warszawa.

Jest to podwyżka ponadtrzykrotna! Skąd student ma wziąć pieniądze na płacenie horrendalnych kwot? Ja utrzymuję się ze skromnej renty rodzinnej, która wynosi niewiele ponad 400 zł. Po odliczeniu pieniędzy za bilet zostaje... szkoda nawet liczyć, a przecież trzeba coś jeść, ubrać się, o podręcznikach nawet nie wspomnę.

Problem nie jest mały, bo dotyka naprawdę sporej grupy studentów, zazwyczaj tych biednych, których nie stać na drogie życie w dużych ośrodkach uniwersyteckich. Czy Ministerstwo Finansów powinno szukać oszczędności na studentach?

Polityka 11.2001 (2289) z dnia 17.03.2001; Listy; s. 95
Reklama