Marek Ostrowski: – W lipcu odbył się kolejny szczyt G-8. Te spotkania, o charakterze niemal poufnym, dawniej G-7, bez Rosji, to pana pomysł?
Valéry Giscard d’Estaing: – Tak. Dręczyło mnie, że spotkania na szczycie to taka ciężka machina, z osobistościami, doradcami i całą resztą dworu, na których politycy wygłaszają sztuczne przemówienia z kartek. Trudno więc zorientować się, co naprawdę myślą. Chciałem, by przywódcy kilku państw liczących się w światowej gospodarce umieli szczerze porozmawiać o sytuacji ekonomicznej. Wówczas, na pierwszym spotkaniu w 1975 r. w Rambouillet (pod Paryżem), problemem był brak stabilizacji walutowej, dolar stracił parytet złota. Byłem ciekaw, co myśleli o tym premier Japonii i prezydent USA. Nie było z nami ani ekspertów, ani dziennikarzy. Od tego czasu spotkania grupy odbywają się nieprzerwanie aż do dziś.
Spotkania nie mają już prywatnego charakteru i do G-7 dołączyła Rosja. Jak pan ocenia pomysł przyłączenia Rosji?
Uważam, że stało się to zbyt szybko. To był błąd, mogliśmy być ostrożniejsi w postępowaniu z ZSRR. Rezultat i tak byłby ten sam, gdyż teraz to normalne, że Rosjanie się włączyli, są aktywni, eksportują surowce energetyczne, zajęli dziś miejsce w systemie. Z drugiej strony, dziwna wydaje się antyrosyjska kampania Amerykanów. Mechanizm anglosaski jest bardzo dojrzały, ale zawsze znajduje przeciwnika, pole krytyki. Dziś tym przeciwnikiem jest Rosja. Moim zdaniem, trzeba patrzeć uważniej i oceniać bardziej obiektywnie. Rosja ma wiele pozytywów. Swojej transformacji dokonali przecież bez użycia przemocy. Przeszli od komunizmu stalinowskiego do gospodarki dość liberalnej, choć dość szczególnej. Należy też dostrzec ich walkę z mafią, korupcją. Rosję należy jednak pilnować, by przestrzegała reguł gry.