Archiwum Polityki

Dom poza domem

Najlepszym miejscem dla pacjenta po wypisaniu ze szpitala psychiatrycznego jest dom, choćby zastępczy. W hostelu dla młodzieży w Łodzi mieszka 13 osób. Grozi mu jednak likwidacja.

Ewa i Dorota na drzwiach swojego pokoju wywiesiły kartkę: „Wyrocznia. Czynne 24 godziny. Można przychodzić z pierdołami”.

Ewa mówi, że hostel to najlepsze miejsce, w jakim miała okazję do tej pory mieszkać. Przez dwa lata cierpiała na ciężką depresję. Wyrzucona z trzech szkół, bez wsparcia rodzinnego domu, w którym liczył się tylko alkohol, trafiła w końcu do szpitala, gdzie po raz pierwszy odkryto przyczynę jej problemów i zaczęto ją wreszcie leczyć. Ale gdzie miała się podziać, kiedy jej stan na tyle się poprawił, że mogła już zwolnić szpitalne łóżko? Wracać do domu, gdzie nikt na nią nie czeka? Szukać kolejnej szkoły, bez nadziei, że kiedykolwiek nadrobi dwuletnie zaległości? – Przyjechałam tutaj. Uczyć się samodzielności – mówi Ewa.

Dorota musiałaby trafić do babci, z którą nie potrafi się porozumieć, odkąd zmarli jej rodzice. Pół roku spędziła w szpitalu. Teraz w hostelu uczy się, jak sobie radzić z emocjami, egzekwować swoje prawa i wypełniać obowiązki. Te najbardziej prozaiczne: odrabiać lekcje, robić zakupy, przygotowywać dla innych posiłki.

To miejsce jest dla nich azylem. Bezpieczniejsze od rodzinnego domu i wygodniejsze niż szpital. Andrzej, który mieszka tu 10 miesięcy, w przyszłym roku będzie zdawał maturę. Powinien, co prawda, już dwa lata temu, ale gdyby nie pomoc ośrodka, w którym teraz leczy się i uczy, nie wiadomo, czy kiedykolwiek skończyłby jakąkolwiek szkołę.

Opiekujemy się młodzieżą, którą choroba psychiczna skierowała na boczny tor – mówi psycholog Alicja Wilkołazka, szefowa łódzkiej placówki. – I staramy się włączyć ją w nurt normalnego życia.

Mieszkańcy hostelu codziennie spotykają się z psychologami, ale – spędzając ze sobą całe dnie – na tyle są zżyci, że swoje problemy chcą rozwiązywać we własnym gronie.

Polityka 30.2006 (2564) z dnia 29.07.2006; Nauka; s. 76
Reklama