Trybunał to dzisiaj chyba ostatnia instytucja niezależna od PiS, która ma możliwość przeciwstawienia się koncepcjom tej partii. Jest – chce tego czy nie – na pierwszej linii frontu. W tym sensie 15 sędziów TK ma o wiele większą siłę niż 200 posłów opozycji. Ale i tu nastąpi zmiana: na jesieni dokona się wymiana sześciu członków Trybunału, a nowi będą już z obecnego politycznego nadania.
Strażnik świata Witch
Przedstawieni Lechowi Kaczyńskiemu kandydaci (wyłaniają ich sami sędziowie TK) zostali tak „sparowani”, że wybór nie powinien prezydentowi sprawić trudności. Na pytanie: Jerzy Stępień czy Marek Mazurkiewicz odpowiedź brzmi: Stępień (dostał zresztą więcej wskazań od kolegów z Trybunału niż Mazurkiewicz). Były sędzia na Kielecczyźnie, później radca prawny. Działał w opozycji, internowany w stanie wojennym. Do 1993 r. był senatorem Porozumienia Centrum, a więc „rodziny Kaczyńskich”, później współtwórcą reformy administracyjnej przeprowadzonej przez AWS w 1999 r. Pracował w komisjach przygotowujących obowiązującą ustawę zasadniczą.
Do Trybunału Konstytucyjnego trafił z rekomendacji tej partii wprost z funkcji podsekretarza stanu w MSWiA w rządzie Jerzego Buzka w 1999 r. Jest tylko magistrem prawa, a więc po raz pierwszy prezesem Trybunału zostanie sędzia z tak niskim tytułem naukowym. Zresztą mówi się, że był to jeden z powodów próby zmiany procedury powoływania prezesa; prezydent Kaczyński wolałby mieć sposobność wybrania profesora. Ale też mówiło się o tym, że PiS chciałby na prezesa, po wstawieniu go do składu Trybunału, sędziego – wiceministra Andrzeja Kryże, który również profesorem nie jest.