Archiwum Polityki

Ogórki, ale nie mizeria

Na pustyni kulturalnej – jak wakacyjny pejzaż zwykli opisywać obrazowo dziennikarze – pojawiają się oazy. Kiedy urzędowe placówki zamykają drzwi, by udać się na długi urlop, otwiera się pole do popisu dla animatorów pozainstytucjonalnych działań, wspieranych przez możnych mecenasów. Czy to jest model do zastosowania przez cały rok?

Nasze oficjalne życie kulturalne pozostaje nadal w ramach nakreślonych w minionej rzeczywistości, zaś większość instytucji przypomina typowe biura, w których pracuje się w wyznaczonych urzędowo godzinach. Jeżeli muzeum czynne jest od godz. 10 do 17, to znaczy, iż dla znacznej części społeczeństwa nie istnieje ono w ogóle. Godziny otwarcia wielu przybytków muz są takie same jak dziesięć lat temu, a przecież w tym czasie gwałtownie zmienił się styl życia Polaków. Przede wszystkim pracuje się więcej i dłużej, nierzadko do późnych godzin, więc cała oferta popołudniowa i wczesnowieczorna pozostaje niedostępna dla niemałych grup pionierów kapitalizmu, nie korzystających z dobrodziejstw regulowanego trybu pracy. (Nie mówiąc już o porze południowej: jedna z zasłużonych placówek od wielu miesięcy zaprasza mnie uprzejmie na ciekawe spotkania z twórcami, niestety, nie uczęszczam, gdyż odbywają się one punktualnie o godz. 12).

Ale po pierwsze „zapracowane” społeczeństwo potrzebuje trochę innej oferty kulturalnej. Można się obrażać lub nie, ale w tej materii zaczyna być u nas tak jak na Zachodzie, gdzie słowo kultura utożsamiane bywa ze słowem entertainment, czyli rozrywka, oczywiście, bez narzucających się nam negatywnych skojarzeń. Kultura staje się szlachetną „usługą dla ludności”, ze wszystkimi tej nowej sytuacji konsekwencjami.

Tymczasem u nas wciąż widać mnóstwo kunsztownych działań dla niezidentyfikowanych koneserów, czyli dla nikogo. Owe autorskie, wysmakowane filmy, które nie mogą nawet doczekać się premiery, spektakle spadające z afisza po kilku przedstawieniach, tomiki wierszy i wspomnień, mogące zainteresować co najwyżej najbliższą rodzinę autora etc.

Polityka 29.2000 (2254) z dnia 15.07.2000; Ogląd i pogląd; s. 20
Reklama