Archiwum Polityki

Klip klap

Dwanaście odcinków serialu pokazywanego w najlepszym czasie antenowym! Czego więcej może chcieć reżyser liczący na rozgłos. Tymczasem nie zawsze dobra pora (godz. 20.05) i program (TVP 1) dysponujący największą widownią są rękojmią sukcesu. Do tego wszystkiego powinien jeszcze być dobry film.

Złota rybka złośliwie spełniła tylko dwa pierwsze życzenia reżyser Małgorzaty Potockiej. „Klasa na obcasach” bowiem jest filmem złym. I to pod wieloma względami. Manieryczne zdjęcia robione pod kątem 45 stopni zmuszają widza do stałego wykręcania szyi, by mógł widzieć, co robią bohaterowie. Ma to zapewne świadczyć o nowoczesności realizatorów. Dowodzi zaś po prostu amatorszczyzny.

Korzystanie z aktorów amatorów jest sztuką bardzo trudną. Potrafią sobie z tym poradzić tylko reżyserzy najwyższego lotu. W „Klasie” spotkanie np. Wojciecha Malajkata z partnerami amatorami obnażyło tylko ich porażający brak profesjonalizmu, deklamacje zamiast dialogów i pełną nieporadność na planie.

Najbardziej irytującym chwytem, który zapewne miał zagwarantować młodzieżową widownię, jest technika montażu wideoklipu. Ostre cięcia, szybkie, migające obrazki z rytmicznym muzycznym podkładem wprowadziły taki chaos, że widz po paru minutach – choćby dla odpoczynku – przełączał się na inny kanał.

Z litości dla realizatorki, która ów utwór napisała, nie będę pastwił się dalej nad tym dziełem. Miał być klip, a wyszła klapa.

Polityka 29.2000 (2254) z dnia 15.07.2000; Kultura; s. 42
Reklama