W Niemczech, podobnie jak w Polsce, toczy się dyskusja, jak prezentować kraj na zewnątrz w czasie jednoczenia Europy.
Zjednoczenie Europy nie może opierać się wyłącznie na ujednoliceniu prawa, na wspólnej gospodarce i unii politycznej. Również europejska polityka kulturalna powinna tu odegrać istotną rolę. Ale kontaktować się trzeba z całym światem i polityka kulturalna nie może ograniczać się do propagowania jakiegoś jednego urzędowego obrazu kraju.
Jaka jest koncepcja Instytutu Goethego?
W czasie republiki weimarskiej w ministerstwie spraw zagranicznych był specjalny wydział zajmujący się polityką kulturalną. A w III Rzeszy stworzono całą machinę propagandową w duchu nazistowskim. Dlatego po wojnie Instytut Goethego został zupełnie inaczej zorganizowany. Jest niezależnym stowarzyszeniem utrzymującym 146 placówek w 76 krajach, a jego cele polityczne są bardzo ogólnikowe: pielęgnacja języka niemieckiego, wspieranie międzynarodowej współpracy kulturalnej i lepszego zrozumienia Niemiec.
Jednak ta niezależność ma swe granice. W latach 70. wybuchła gwałtowna dyskusja, czy można w Instytutach Goethego prezentować szydzące z polityków fotomontaże grafika Klausa Staecka, a w latach 80. Franz Josef Strauss, przywódca prawego skrzydła chadecji, ostro krytykował Instytuty Goethego za lewicowość.
Pełna autonomia instytutów i dyrygowanie nimi przez rząd to dwa przeciwstawne skrzydła wszelkiej polityki kulturalnej. W Instytutach Goethego niezmiennie staramy się jednak zapewniać autonomię. Jeśli istnieje jakaś kontrola, to jest to kontrola fachowa poszczególnych przedsięwzięć, tak by niemiecka polityka kulturalna była wiarygodna. Niemniej nasza zasada – jak najdalej od rządu – jest odwrotna niż francuska, gdzie Institut Français jest instytucją rządową.