Do monumentalnego gmachu Ministerstwa Rolnictwa przy ul. Wspólnej wkroczył zdecydowanym krokiem. W końcu trafił tu nie po raz pierwszy. Okupacja budynku w 1993 r. była kluczowym momentem jego kariery. Wtedy wyprowadziła go stąd policja. Do gabinetu o wystroju surowym, tradycyjnie męskim, wprowadził kwiaty. Nowy obyczaj to także kawa podawana z miodem. Tak jest zdrowiej.
W korytarzu na pierwszym piętrze mieści się wydzielona strefa „zero”, do której drzwi otworzyć można tylko używając karty magnetycznej. Tam, oprócz Andrzeja Leppera, urzęduje sekretarz stanu Marek Zagórski i – co może zaskakiwać – Krzysztof Sikora, poseł Samoobrony, wiceszef komisji obrony. Pełni rolę łącznika między wicepremierem a parlamentem. Andrzej Żytkowski, szef gabinetu politycznego Leppera, musi się zadowolić gabinetem poza strefą.
Z pielgrzymki na pola
Kierownictwo resortu w poszerzonym składzie zbiera się w poniedziałki. Przychodzą wiceministrowie oraz dyrektorzy departamentów, szefowie podległych resortowi agencji: Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, Nieruchomości Rolnych i Rynku Rolnego oraz prezes KRUS. Spotkaniom przewodniczy sekretarz stanu Marek Zagórski. Leppera zwykle nie ma, pojawia się raz w miesiącu. Z udziałem premiera odbywają się krótkie kameralne odprawy w środy. Szef wyraża niezadowolenie, pogania.
Do pracy przyjeżdża około siódmej. – Jestem pierwszym, który wchodzi do jego gabinetu – dyrektor Żytkowski nie kryje satysfakcji. – Przyjmuję decyzje od szefa, z kim i o której. A natłok interesantów duży. O spotkanie proszą maszyniści, związkowcy, firmy z branży przetwórczej, rybacy, zrzeszenia meliorantów, a także dyplomaci.