Archiwum Polityki

Nibylandia kusi

Któż z nas nie słyszał o Piotrusiu, który nie chciał dorosnąć i wybrał pełne szalonych przygód życie w Nibylandii? Chyba wszyscy słyszeli, bo Piotruś Pan stał się jednym z ulubionych bohaterów popkultury, żyje i każe się podziwiać w niezliczonych filmach i piosenkach. To postać niejako mityczna, choć stworzona stosunkowo niedawno, bo na początku XX w., przez szkockiego pisarza Jamesa Matthew Barriego. Zapewne autor nie przewidział wszystkich znaczeń wymyślonej przez siebie fabuły, która kryje w sobie nie tylko sentymentalną obronę dzieciństwa, ale także demoniczne drugie dno. Piotruś Pan to piękny uwodziciel, absolutnie nieodpowiedzialny i niekonsekwentny, gotów sprowadzić na manowce każdego, kogo oczaruje jego wdzięk i obietnica dobrej zabawy.

Aż dziwne, że dopiero teraz otrzymujemy po polsku niejako kanoniczną wersję „Piotrusia Pana i Wendy” z 1911 r. w tłumaczeniu Michała Rusinka. Jest ten utwór rzadkim zjawiskiem z gatunku książek, które dorośli mogą czytać dzieciom, sami nie nudząc się i nie irytując z powodu literackiej przeciętności, jaką grzeszy na przykład większość popularnych przeróbek klasycznych bajek. Zapewne tylko co bardziej dociekliwe polskie dziecko zdziwi model angielskiej rodziny z początku XX w. – z niepracującą mamą, nianią i banalnym do szpiku kości ojcem. Wszyscy dorośli wydają się tu najbardziej przejęci ideą, aby niczym się nie wyróżniać i we wszystkim, aż do śmieszności, przypominać sąsiadów. Nic dziwnego, że dzieci nie pragną dorosnąć i wybierają pełną niebezpieczeństw wyprawę w towarzystwie Piotrusia Pana, chłopca, który zwiał do Nibylandii, gdy przedstawiono mu, kim powinien się stać, gdy będzie duży.

Powieść Barriego bardzo wcześnie zaczęła budzić zainteresowanie psychologów.

Polityka 32.2006 (2566) z dnia 12.08.2006; Kultura; s. 56
Reklama