Archiwum Polityki

Żądza nazwisk

Rozszyfrowywanie „Delegata”, zdemaskowanie „Historyka” i kolejne spięcie między kard. Dziwiszem a ks. Zaleskim o ujawnienie agentury wśród księży archidiecezji krakowskiej – to nowe etapy polskiego testu z odkrywania historii najnowszej. Na razie idzie kiepsko.

Najpierw „Rzeczpospolita” ogłosiła, że wpadła na trop osoby, która w latach 1980–81 miała dostęp tak do prymasów Wyszyńskiego i Glempa, jak do Lecha Wałęsy, a równocześnie utrzymywała kontakt z SB. Na podstawie informacji ze „źródła Delegat” bezpieka mogła m.in. odtworzyć kulisy pierwszej wizyty przywódców i ekspertów Solidarności w Watykanie. Redakcja nie ujawniła, kto mógł być „Delegatem”.

Po tygodniu ta sama „Rzeczpospolita” napisała, że z kręgu obu prymasów oraz przewodniczącego Solidarności z SB kontaktował się także „Michalski” vel „Historyk”. Tu padło nazwisko – pod tymi kryptonimami kryć się ma Andrzej Micewski, zmarły przed dwoma laty publicysta i działacz katolicki.

Reakcje na te publikacje mogą stać się sprawdzianem poziomu rodzimej dyskusji nad historią w związku z otwieraniem ipeenowskich archiwów po komunistycznych specsłużbach.

Redakcja „Rzeczpospolitej” tłumaczyła, że choć domyśla się, kto był „Delegatem”, nie może podać nazwiska. Mimo długiego śledztwa nie ma 100-proc. pewności, a „w sprawach działalności SB i jej ludzi” przekonanie musi być absolutne. Dywagowała, że może on sam się przyzna albo „za kilka miesięcy czy lat” światło dzienne ujrzą nowe dokumenty. Ale zaznaczała, że może zdarzyć się także, iż nazwisko „Delegata” nigdy nie zostanie ustalone.

Jednak media i internetowe fora zalała fala spekulacji. Tyczyły jednego: właśnie nazwiska. Tę narodową zgaduj-zgadulę podkręcali byli opozycjoniści, politycy, dziennikarze i pracownicy IPN. Oni też swe podejrzenia zaczęli licytować w procentach. Wszystkich przebił prymas, który oznajmił, że jeśli Wałęsa wie, kim był „Delegat” na 96 proc.

Polityka 33.2006 (2567) z dnia 19.08.2006; Temat tygodnia; s. 25
Reklama