Faktem jest, że Polacy piją mniej niż dziesięć lat temu, ale trudno to przypisać formalnym restrykcjom. Według danych Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych (PARPA), Polska spadła do trzeciej dziesiątki krajów świata jeśli chodzi o spożycie alkoholu na głowę. Zmienił się też sposób picia: czysta wódka ustępuje pola winom i piwom (choć wciąż wypija się jej najwięcej – stanowi połowę krajowej konsumpcji alkoholu). Udział piwa w rynku wzrósł z 25 proc. kilkanaście lat temu do prawie 40 proc. obecnie. Osiem lat temu – wedle statystyki – każdy z 38 mln rodaków spożywał rocznie 11 litrów czystego spirytusu. Socjolodzy wiązali to ze społeczną reakcją na wolność i normalność. Niemal z dnia na dzień alkohol stał się łatwo dostępny. Nikt nie jeździł do innej dzielnicy na wiadomość, że „rzucili” tam piwo. Pod koniec lat 90. to zachłyśnięcie wolnym dostępem do alkoholu nieco już ustąpiło, zmniejszyła się tolerancja pracodawców wobec pijanych pracowników, zmienił kulturowy model picia i statystyczne spożycie czystego alkoholu spadło do 8 litrów rocznie.
Wciąż jednak – według mało precyzyjnych statystyk – w Polsce żyje około 700 tys. nałogowych alkoholików, a około 1,8 mln osób nadużywa alkoholu. Ponad 300 tys. ludzi rocznie ląduje w miejskich izbach wytrzeźwień. Wsie piją o wiele więcej niż duże miasta i to najczęściej wódkę. Najwięcej pije się w Polsce wschodniej i północnej, czyli w rejonach największego bezrobocia, na ziemiach popegeerowskich. W takich środowiskach niejednokrotnie wszelkie działania ludzi podporządkowane są zdobyciu alkoholu, który traktowany jest jako znieczulacz na beznadziejną rzeczywistość. Niektórzy mieszkańcy podlaskich wsi sprzedają zbierane lub kradzione w lesie drewno, żeby zebrać na tanie wino.