Władza – w osobie burmistrza Lęborka – publicznie i kornie poprosiła Jurka Owsiaka o nieodstępowanie od zamiaru zorganizowania spontanicznej manifestacji młodzieżowych upodobań muzycznych i związanych z tym obyczajów, czyli festiwalu Przystanek Woodstock. Trudno oprzeć się wrażeniu, że sytuacja jest groteskowa. Owsiak się obraził, bo choć władza prosi, to część (mniejszość) mieszkańców go nie chce, a on „ma już dość protestów”. Padł chyba ofiarą własnego geniuszu oraz sukcesu chwalebnej Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Nie powinien oczekiwać powszechnego aplauzu dla wszystkich swych przedsięwzięć. Skoro żąda wolności dla fanów rocka, niech się nie oburza, że ze swobody opinii korzystają inni. Łatwo Owsiakowi nie jest: jedni chcą jego robotę zepsuć, inni – zawłaszczyć. Niechby jednak nie zamieniał swego uroczego „róbta co chceta” na „róbta co ja powiem”. Zresztą jeśli Przystanek byłby hołubiony przez władzę, administrację, lewicę, prawicę i wszystkich świętych, z całą pewnością nie byłby już żadnym Przystankiem Woodstock.