Zwierzęta na zimę porastają tłuszczem, magazynując w ten sposób kalorie na przetrwanie w czasie, kiedy trudno o strawę. Ludzie niezbyt różnią się od zwierząt i zwykle tyją zimą, a odchudzają się latem.
Spostrzeżenie powyższe nie jest może odkrywcze, ale pozwala mi wpisać się w sezon rozważaniami o dwóch grzechach głównych – obżarstwie i łakomstwie, którym nie można folgować, jeśli chce się latem stracić wagę. Strata wagi jest najczęściej koniecznością o charakterze estetycznym, rzadziej natomiast zdrowotnym, bo dla próżności czasami można sobie czegoś odmówić, trudniej natomiast zrobić to dla zdrowia (wiedzą o tym najlepiej palacze).
W społeczeństwie konsumpcyjnym wszelkie wyrzeczenie przeżywane jest jako błąd w sztuce życia, bo skoro naczelnym nakazem jest nieustające korzystanie, to kiedy mamy z czegoś nie skorzystać, czujemy się poszkodowani. Nie zjeść, gdy jest coś do zjedzenia – to na pierwszy rzut oka nierozważność. Wiedzą o tym wszyscy uczestnicy przyjęć w postaci bufetów, kiedy instynkt myśliwsko-zbieraczy podpowiada, by porwać ze stołu jak najwięcej, w przekonaniu, że za chwilę dla zagapionych nie wystarczy, bo najbardziej wyszukane smakołyki znikną i kto nie sięgnął w porę po kawior czy łososia, poczuje się rychło przegranym.
Instynkt myśliwsko-zbieraczy zakorzenił się zapewne poprzez wieki, kiedy ogromna większość ludzkości była niedożywiona i permanentnie cierpiała na niedobór kalorii i witamin (nie wiedząc oczywiście, co to są witaminy, ani też co to są kalorie). Dziś mamy nadmiar witamin dostępnych w każdej aptece i większość ludzi w krajach rozwiniętych spożywa nadmiar kalorii.
Obserwując zwierzęta domowe możemy dopatrywać się analogii do ludzkich atawizmów.