Zapalone świece popłynęły rzeką Arno, tenor Andrea Bocelli dał otwarty koncert na świeżym powietrzu – tak w dzień patrona miasta św. Raniera inżynierowie przekazywali władzom Pizy krzywą wieżę wyprostowaną o pół metra. Prace pod kierunkiem Brytyjczyka Johna Burlanda, profesora mechaniki gruntów, trwały od 10 lat. Trzeba było m.in. delikatnie i powoli wydobyć 70 ton ziemi spod części budowli, aby samoczynnie osiadła – wspierana stalowymi linami i dodatkowym dociążeniem. W ten sposób udało się zmniejszyć jej odchylenie z feralnego 5,5 stopnia do całych 5, czyli mniej więcej o 300 lat odsunąć wyrok. Wedle dostępnej teorii już przy wychyleniu 5,4 stopnia od pionu arcyzabytek z Pizy powinien runąć. Na szczęście tak się nie stało i choć nadal wierzchołek wieży odchylony jest o ponad 4 metry od pionu, konstrukcji przestało zagrażać niebezpieczeństwo. Przedsięwzięcie prof. Burlanda od początku miało wielu krytyków. Inny pomysł przewidywał zawieszenie wieży na gigantycznych balonach, a konkurencyjny – takie ukształtowanie terenu, aby wydawało się, że wieża stoi prosto. Brytyjczyk osiągnął maksimum: Piza uratowała swą główną atrakcję, a wieża jest wystarczająco krzywa, aby nadal przyciągała miliony.
Polityka
25.2001
(2303) z dnia 23.06.2001;
Cytaty;
s. 14
Reklama