Nigdy nie czułem w sobie żadnych talentów aktorskich i ze szczególnym zachwytem obserwuję ludzi, którzy potrafią naśladować innych. Nie jest to wprawdzie zdolność niezbędna w zawodzie aktora, ale ogromnie przydatna, choć czasem niebezpieczna. Oczywiście niebezpieczna dla innych. Są ludy żyjące blisko natury, które boją się fotografii, gdyż sądzą, że zagraża ona ukradzeniem duszy, a zdolności naśladowcze są w efekcie źródłem podobnego zagrożenia. Kiedy od lat widzę jednego z naszych najznakomitszych aktorów, który naśladuje jednego z naszych największych reżyserów, zanoszę się ze śmiechu i mam fizyczne wrażenie obcowania z oryginałem. Reżyser spotkany po długim niewidzeniu wydaje mi się kimś, kogo widziałem zaledwie wczoraj, gdyż widziałem go w wersji prześmiewczej. Rzecz wydaje mi się o wiele mniej zabawna, kiedy dotyczy mnie samego. Jeden z moich angielskich aktorów wyspecjalizował się na planie w przedrzeźnianiu mojej osoby, wyłapując wszystkie moje sztuczności w mówieniu, manieryczną gestykulację i ulubione miny, którymi pokrywam prawdziwe uczucia nie zawsze godne okazania. Kiedy zobaczyłem swoją zdartą skórę, poczułem, że zostałem obrabowany na duszy, miałem wrażenie, że ktoś zabrał mi ubranie, a może nawet ciało. Byłem bezradny i wstydziłem się wydać z siebie głos, ponieważ czułem, że teraz jestem parodią samego siebie.
Ten długi wstęp ma prowadzić w stronę daleką od przewidywanej. Ograniczenia własnej fizyczności i trudność w odchodzeniu od kanonu własnych zachowań zmieniają się w trakcie życia i niedawno odczułem je na własnej skórze. Otóż nigdy nikogo nie umiałem naśladować, a tu nagle z niezwykłą łatwością przychodzi mi przedstawiać typowe oznaki fizycznego niedołęstwa.