Archiwum Polityki

Oko sieci

Internet przestał być anonimowy. Nasze ruchy w sieci są podglądane, a wszystko zapisywane. Wchodząc na strony www odsłaniamy się. Pół biedy, gdy świadomie, gorzej, gdy bezwiednie.

Kolejny raz okazało się, że hollywoodzkie filmy potrafią czasami trafnie przewidzieć rzeczywistość. Teoria o matriksie, wszechogarniającej sieci komputerowej, która wie wszystko i wszystkim rządzi, kilka tygodni temu niebezpiecznie zbliżyła się do naszego życia. Stało się to za sprawą jednego z największych w USA portali internetowych – America OnLine – który opublikował listę haseł wpisywanych przez każdego z losowo wybranej próby 658 tys. abonentów. Takie informacje to nie lada gratka dla statystyków, socjologów, psychologów społecznych. I taki był też cel naukowego eksperymentu – miał on ułatwić poznanie sposobów, jakimi internauci poszukują informacji w sieci. Szefowie AOL chcieli dobrze, wyszło gorzej. Niewinna zabawa zmieniła się nieoczekiwanie w historię o Wielkim Bracie.

Bo choć dane były anonimowe – zamiast imion i nazwisk użytkowników widniały numery – okazało się, że w łatwy sposób można powiązać wyszukiwane informacje z konkretnymi osobami. Niektórzy w przypływie narcyzmu wprost wpisali do wyszukiwarki swoje imię i nazwisko, aby sprawdzić, co też o nich znajdzie się w necie. Inni podawali swój adres zamieszkania, poszukując najbliższej pizzerii, kwiaciarni czy klubu ze striptizem. Użytkownicy przekonani o swej anonimowości zadawali portalowi intymne pytania, nierzadko odkrywając przy tym ciemniejszą stronę ludzkiej natury. Mieszkanka prestiżowej dzielnicy Bostonu poszukiwała leku na depresję, psychoanalityka i detektywa, który wyśledzi podejrzewanego o zdradę męża. Na podstawie wyszukiwanych haseł dziennikarzom udało się ustalić jej tożsamość. Podobnie jak użytkownika nr 710794, który gra w golfa, ma nadwagę, jeździ ośmioletnim Cadillakiem SLS, mieszka w Tennessee oraz namiętnie poszukuje w Internecie zdjęć nagich lolitek.

Polityka 38.2006 (2572) z dnia 23.09.2006; Gospodarka; s. 50
Reklama