Archiwum Polityki

Czekolada

[dla koneserów]

Na opakowaniu powinien być napis: wykwintny wyrób cukierniczy, sprawdzone ingrediencje, spożywanie w dużych ilościach grozi nudą. Niby wszystko jest tu na najwyższym poziomie: sprawdzony reżyser Lasse Hallstrom („Co gryzie Gilberta Grape’a”), piękna Juliette Binochew roli głównej, a w rolach pomniejszych m.in. Johnny Depp jako chłopiec z gitarą. Oraz ciekawie zapowiadająca się historia – czyli raz jeszcze walka karnawału z postem. Do nie najpiękniejszego francuskiego miasteczka przybywa pewnego razu nieznajoma kobieta z córeczką, która wynajmuje lokal w pobliżu kościoła, by otworzyć w nim sklep ze słodkościami własnej produkcji. Tak się pechowo składa, że jest akurat pora postu, kościół namawia do wyrzeczeń, a tutaj obywatele miasteczka narażeni są na pokusy. Toteż cukiernicza działalność Juliette Binoche spotka się niechybnie z krytyką ze strony lokalnych notabli, szczególnie bardzo rygorystycznego burmistrza, który ma duży wpływ na księdza; prawdę mówiąc, biedny księżulo wygłosi z ambony to, co on każe mu powiedzieć. Czekolada staje się zatem, jeśli tak można rzec, owocem zakazanym, a więc jeszcze bardziej pożądanym. Wyrabiająca ją obca ma wrogów, ale też zwolenników, przede wszystkim garną się do niej ludzie pokrzywdzeni, lecz także ci bardziej wewnętrznie niezależni, bezkompromisowi. Cokolwiek dalej się stanie, jedno wiemy już na pewno – w miasteczku nie będzie spokoju, w każdym razie nie będzie tu tak samo, jak było. Akcja filmu dzieje się w dość dokładnie określonym miejscu i czasie (koniec lat 50.), wędrująca Binoche przybywa z mauretańskiej Andaluzji itp., ale szczegóły owe w gruncie rzeczy nie mają istotnego znaczenia. Film ma bowiem ambicje stać się historią uniwersalną, opowiadającą o dwóch filozofiach życia, o potrzebie tolerancji, o dobrych uczynkach, które zmieniają obdarowanego i obdarowującego, i o wielu innych, pięknych rzeczach.

Polityka 24.2001 (2302) z dnia 16.06.2001; Kultura; s. 45
Reklama