Archiwum Polityki

„Święty spokój”

„Święty spokój”

Przeczytałam artykuł o katechezie w polskich szkołach (POLITYKA 20) i zdumiewa mnie postawa rodziców. Dzieci, ponosząc konsekwencje „spolegliwości” rodziców – a może raczej tchórzostwa – odbierają lekcję hipokryzji. Wyznając pewne zasady (o ile tak jest) nie chcą widzieć przedtem ich konsekwencji. Ja w latach 1977–87 nie uczęszczając na religię – jeszcze wtedy nie w szkole, poniosłam następujące konsekwencje – ostracyzm w klasie, tj. siedzenie solo, to samo na przerwie, rozrzucanie książek, zeszytów i czasami obrzucanie kamieniami po lekcjach. I co? I nic. Swoich poglądów trzeba bronić, a nie w barani sposób ulegać. Nie można ciastka mieć i ciastka zjeść. Polska jest takim, a nie innym krajem. Wciąż trudno o autentyczną tolerancję, uczciwość i zwykły rozsądek, a najłatwiej o fasadową pobożność.

Z. Sulecka, Gdańsk

 

Katecheci nie zostali przygotowani należycie do pracy z młodzieżą. Mają tylko wiedzę teoretyczną i w dodatku uważają, że prawdziwy katolik powinien podzielać ich poglądy. Program opracowany jest w sposób pozbawiony sensu i przypomina typową audycję Radia M. – wystarczy przypomnieć sławetny wykaz „zespołów satanistycznych”. Moja katechetka, zamiast dostać owację na stojąco, jest traktowana jak koleżanka, chociaż bardziej przypomina magnetofon. Co lekcja powtarza obelgi pod naszym adresem, ponieważ w jej mniemaniu opuszczamy za dużo nabożeństw majowych. Dla uspokojenia sumienia zadaje notatkę, którą na tablicę nanosi jakieś biedne dziecko. Notatki te mają zazwyczaj długość dwóch stron. Prowadzi także buchalteryjny wykaz uczestnictwa w mszach, zmusza nas do publicznego wykrzykiwania czegoś w rodzaju: „byłem”, „nie byłem”, „byłem chory”.

Polityka 24.2001 (2302) z dnia 16.06.2001; Listy; s. 86
Reklama