W odległych czasach mojego dzieciństwa dorożka nie była dekoracyjnym rekwizytem dla turystów Starego Miasta, ale autentycznym środkiem lokomocji, szlachetniejszym i droższym niż okupacyjna ryksza, która miała ludzki, a nie koński napęd. Na podobieństwo dorożki, powracającej jako pojazd zabawowy w paru metropoliach rozwiniętego świata, pojawiły się ostatnio ludzkie ryksze i to zupełnie prymitywne, bo nie sprzężone z rowerem, tylko autentycznie ciągnione przez człowieka.
Polityka
24.2001
(2302) z dnia 16.06.2001;
Zanussi;
s. 97