Archiwum Polityki

CBA do raportu

Tworzy się (…) CBA jako służbę specjalną do spraw zwalczania korupcji w życiu publicznym i gospodarczym, w szczególności w instytucjach państwowych i samorządowych, a także do zwalczania działalności godzącej w interesy ekonomiczne państwa”. Tak brzmi art. 1 ustawy z 23 czerwca 2006 r. o Centralnym Biurze Antykorupcyjnym. Nie jest to może zapis specjalnie roztropny, ale jest konkretny. Rzecz w tym, że CBA albo go nie zrozumiało, albo go nie chce wykonać.

Co przez z górą pół roku CBA zrobiło, powszechnie wiadomo. Z dużym hukiem zamknęło dr. G. ze szpitala MSWiA w Warszawie. Ciekawsze jest jednak to, czego CBA nie zrobiło. Nie zajęło się sprawą nadużyć przy budowie białostockiej oczyszczalni, w które zamieszani są lokalni samorządowy i czołowi politycy PiS. Nie ruszyło bulwersującej opinię publiczną sprawy promowanego przez min. Gosiewskiego dworca we Włoszczowie, która prawdopodobnie naraziła PKP na nieuzasadnione ekonomicznie koszty, a samorząd lokalny prawdopodobnie popchnęła do rozrzutności. Nie zajęło się też nieuzasadnionymi urlopami bezpłatnymi, których udzielili sobie warszawscy samorządowcy PiS, gdy odchodzili na państwowe posady, ani tajemniczym zwolnieniem lekarskim związanej z Pałacem Prezydenckim Małgorzaty Raczyńskiej – szefowej programu pierwszego TVP – która rozchorowała się, kiedy Bronisław Wildstein postanowił ją zwolnić. Kilka miesięcy później cudownie ozdrowiała, gdy tylko prezes Urbański ogłosił, że powinna być dalej dyrektorem anteny.

Na pytanie, dlaczego CBA nie zajmuje się tym, do czego zostało powołane, natomiast ostentacyjnie wkracza na obszary, którymi powinna zajmować się policja i prokuratura, łatwo jest znaleźć odpowiedź czysto psychologiczną.

Polityka 10.2007 (2595) z dnia 10.03.2007; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 16
Reklama