Archiwum Polityki

Lament spod Ściany Płaczu

Kto naprawdę rządzi na Świątynnym Wzgórzu i w całej wschodniej Jerozolimie? Odpowiedź na to pytanie potwierdza tezę, że – jak we wszystkich sporach bliskowschodnich – nie chodzi o to, o co chodzi, lecz o to, co się za tym kryje.
Polityka

Świątynne Wzgórze w naszych rękach! – w podnieceniu meldował do słuchawki telefonu polowego pułkownik Mota Gur, dowódca 55 batalionu skoczków spadochronowych, którzy 8 czerwca 1967 r., trzeciego dnia wojny sześciodniowej, zatknęli flagę izraelską pośrodku wzniesienia wyłożonego kamiennymi plastrami. Pośrodku placu złociła się kopuła meczetu Omara, gdzie według Koranu nastąpiło wniebowstąpienie Mahometa, nieco dalej stał szary masyw meczetu Al-Aksa, trzecie – po Mekce i Medynie – najświętsze sanktuarium muzułmanów. Gdzieś tutaj, naukowcy wciąż jeszcze nie potrafią ustalić dokładnego miejsca, wznosiła się słynna świątynia Salomona.

Gdy Mota Gur składał telefoniczny meldunek ówczesnemu ministrowi obrony, legendarnemu jednookiemu Mosze Dajanowi, nie zdawał sobie sprawy, że jego żołnierze wetknęli nie flagę między kamienie, lecz kij w mrowisko. Świątynne Wzgórze od prawieków stanowiło beczkę prochu. To tutaj, u progu meczetu Al-Aksa, 20 lipca 1951 r. Palestyńczycy zamordowali pierwszego jordańskiego króla Abdallaha, utrzymującego tajne kontakty z Izraelem. Dwa lata po zwycięstwie Izraela australijski protestancki ewangelista Denis Michael Rohan podpalił meczet, pragnąc „przyspieszyć powrót Mesjasza”. Działacze islamscy natychmiast wywołali krwawe zamieszki, oskarżając izraelską straż pożarną o gaszenie pożaru benzyną. Każda, najbardziej fantastyczna plotka stanowiła hasło do mobilizowania tłumów i do zbijania kapitału politycznego.

Otrzymawszy raport pułkownika Gura, Mosze Dajan natychmiast wyczuł powagę sytuacji.

Gdy tylko wojska jordańskie wycofały się z Zachodniego Brzegu, Dajan – za zgodą rządu – zawarł z królem Husajnem ciche porozumienie, zapewniające, że administracja Wzgórza Świątynnego na zawsze pozostanie w rękach dworu haszymidzkiego.

Polityka 10.2007 (2595) z dnia 10.03.2007; Świat; s. 46
Reklama