Interesuje nas, jak się zachowywali na co dzień, a także w chwilach agonii ich państwa, co wtedy czuli, co czynili. Pistolet Goebbelsa, znaczek partyjny Hitlera, nadżarta ogniem papierośnica, fragment sofy z bunkra führera, jego mundur stają się materialnymi śladami czegoś, co jednak nie było wyłącznie złym snem...
Chociażby sprawa broni w rękach Hitlera-samobójcy. Pistolet, z którego strzelił sobie w głowę, to Walther, kaliber 7,65, taki sam, z jakiego dzień później Joseph Goebbels zastrzelił swoją żonę i siebie (po uprzednim otruciu sześciorga – a nie pięciorga, jak w tekście „Polityki” – małych dzieci, z których każde na cześć Hitlera nosiło imię zaczynające się na literę „H”: Helga, Hilde, Holde, Hedda, Heide i Helmut).
Przed wieloma laty w przypływie szczerości kamerdyner Hitlera SS-Sturmführer Heinz Linge (zmarł w 1980 r. w swoim domu pod Hamburgiem, mając za sobą 10 lat łagru syberyjskiego) wyjawił dziennikarzowi Jamesowi P. O’Donnellowi, że Adolf Hitler od początku lat trzydziestych zawsze nosił przy sobie naładowaną broń palną. Był to mały, łatwy do ukrycia pistolet Walther, kaliber 6,35. Sam go systematycznie rozbierał i starannie czyścił, utrzymując broń w stanie gotowości. Do obowiązków Lingego należało natomiast wszywanie do prawej kieszeni każdej pary nowych spodni dostarczanych przez nadwornego krawca, futerału z miękkiej skóry na ów pistolet. Nawet gdy prowadził rozmowy państwowe, np. z brytyjskim premierem Chamberlainem w Bad Godesberg, miał Hitler przy sobie nabity pistolet, ów Walther 6,35.
Zresztą miał pistoletów więcej. Samobójstwo popełnił strzelając z Walthera 7,65, ale miał pod ręką Walthera 6,35.