Archiwum Polityki

Stopa maleje, złoty drożeje

W minionym tygodniu Rada Polityki Pieniężnej o jeden procent obniżyła podstawowe stopy banku centralnego. Analitycy zgodnie orzekli, że to kompromis, który niczego nie załatwia. Początkowo jedynym widocznym efektem tej decyzji był gwałtowny wzrost siły polskiej waluty (poniżej 4 zł za 1 dolara!). Bardzo mocna złotówka i coraz wolniej kręcąca się gospodarka – to niebezpieczne połączenie.

Przedsiębiorcy, eksporterzy i opozycyjni politycy nie mają wątpliwości: ich zdaniem stopy procentowe NBP (obecnie od 18 do 22 proc.) w stosunku do inflacji, która w styczniu br. wynosiła 7,4 proc., są kuriozalne. Wysokie oprocentowanie kredytów tłamsi popyt już nie tylko na mieszkania i samochody, ale i pomniejsze dobra konsumpcyjne. Dramatycznie utrudnia też inwestowanie i rozwój firm. Wysokie stopy sprzyjają ponadto wzrostowi kursu złotego. To z kolei zmniejsza opłacalność eksportu, który przy słabnącym ostatnio popycie wewnętrznym był motorem napędzającym gospodarkę. W efekcie kraj rozwija się wolniej niż powinien, co zdecydowanie odbija się na poziomie bezrobocia. Zdecydowana obniżka stóp mogłaby ułatwić ożywienie i powrót do lepszej koniunktury. Dlaczego więc Rada Polityki Pieniężnej tego nie czyni narażając się na ostre ataki z lewa i prawa?

Przede wszystkim dlatego, że boi się nawrotu inflacji. Już raz, niecałe trzy lata temu, RPP podjęła ryzyko znaczniejszych obniżek stóp procentowych. Dla gospodarki i prestiżu tej instytucji skończyło się to jednak dość marnie. Po całej serii, jak to dzisiaj widać, przedwczesnych cięć ceny na powrót zaczęły szybko rosnąć. I niełatwo było je zatrzymać. Teraz członkowie RPP wolą dmuchać na zimne.

Radę niepokoi też skala deficytu budżetowego i spodziewane trudności przy realizacji budżetu, spiętrzenie wypłat z tytułu rekompensat dla emerytów i pracowników sfery budżetowej oraz odszkodowań za przymusową pracę w czasie II wojny (co prowadzić może do wzrostu presji pieniądza na rynek), wyraźne zagrożenie realizacji tegorocznego planu dochodów państwa z tytułu prywatyzacji, wreszcie groźba wzrostu cen żywności, jeśli rząd nie powiększy bezcłowego kontyngentu na import zbóż. Sygnał dla instytucji finansowych jest więc taki: ceny, podobnie jak deficyt obrotów bieżących państwa, rzeczywiście spadają, tempo wzrostu kredytów jest do zniesienia i maleją oczekiwania inflacyjne, więc po dwóch latach wzrostów lekko obniżamy stopy, ale tym razem nie będziemy wykonywać żadnych gwałtownych ruchów.

Polityka 10.2001 (2288) z dnia 10.03.2001; Wydarzenia; s. 15
Reklama