Architekci i reżyserzy teatralni spotkali się w ruinach na publicznej dyskusji. Architekci zaczęli mówić o budowaniu przyjaznej widzowi przestrzeni i konieczności zapewnienia mu komfortu, a artyści o duchu. – Drugiego takiego miejsca nie ma w całej Polsce. Nie wolno zamieniać go w jeszcze jeden prowincjonalny teatr w jeszcze jednym prowincjonalnym mieście – przekonywali. W końcu jeden z reżyserów zapytał, jak często architekci bywają w teatrze.
– Wybuchła awantura niewyobrażalna – mówi Adam Prażuch, kierownik techniczny Teatru Muzycznego w Gliwicach, który o ruinach wie wszystko. W końcu architekci dla dobra ducha zgodzili się odbudować teatr tak, żeby nadal był ruiną. Obydwa duchy mają w ruinach pozostać.
Ruina, Polacy i Niemcy
Teatr wybudował w 1890 r. producent mebli Julius Leppich. Reprezentacyjny gmach nad rzeką Kłodnicą w centrum Gliwic oprócz sceny teatralnej mieścił salę bilardową, sale wykładowe konserwatorium, pierwsze w mieście kino, restaurację, atelier fotograficzne na dachu, a nawet pokoje do wynajęcia. Kiedy Leppich splajtował, teatr kupiła korporacja Victoria, od której przyjął nową nazwę.
Ale prawdziwa historia ruin zaczęła się po plebiscycie w 1921 r., kiedy Śląsk podzielono między Niemcy a Polskę, Gliwice, które przypadły Niemcom, znalazły się tuż przy granicy. Do miasta przeniesiono z polskiej części Śląska dyrekcje wielu koncernów przemysłowych, zaczęli budować wille fabrykanci, przeprowadzili się urzędnicy. Zapadła decyzja, że Gliwice, razem z Bytomiem i Zabrzem stworzą Trójmiasto, które będzie dowodzić wyższości Niemców nad Polakami. Rozpoczęła się rywalizacja. Niemcy udowadniali niemieckość, a Polacy polskość Śląska. – Niemcy chcieli stworzyć reprezentacyjny ośrodek kulturalny, który miałby przyciągać mieszkańców z polskiej strony granicy – mówi starszy kustosz Damian Recław, kierownik działu dokumentacji mechanicznej muzeum w Gliwicach.