Od 1989 r. przy węglu majstrowała każda ekipa rządowa. Następna przekreślała wcześniejsze zabiegi reformatorskie, bo uważała, że wie lepiej od poprzedniej, jak tę branżę naprawić. A w rezultacie długi górnictwa dochodzą do 21,5 mld zł i przekraczają 13 proc. obecnego budżetu. W tym garbie mieszczą się prawie całe tegoroczne wydatki na obronę narodową (9,9 mld zł) i opiekę społeczną (13,1 mld zł). Czy więc te 5 zł zysku na tonie to światełko w tunelu, jak chce rząd – zapowiadając radykalne oddłużenie górnictwa – czy papierowy wynik, jak twierdzi opozycja? Do tej pory reforma kosztowała budżet państwa (razem z tegoroczną pomocą) blisko 6 mld zł. Za taką sumę można byłoby rozwiązać w kraju wiele problemów społecznych i gospodarczych. Czy rozwiązany został problem górnictwa?
W ciągu trzech lat opuściło górnictwo, w zasadzie bezkonfliktowo, ponad 90 tys. ludzi. Górniczy pakiet socjalny wyciągnął z kopalń 62 tys. osób. Do tej pory jednorazowe odprawy wzięło ponad 28 tys. górników (33 tys. poszło na 5-letnie urlopy górnicze – dostają trzy czwarte pensji, zachowują wszystkie świadczenia, a potem otrzymają pełną emeryturę). Szacuje się, że około 10 tys. z nich zarejestrowało się już jako bezrobotni lub wyciąga rękę po pomoc społeczną.
Większość odprawionych górników to ludzie nieprzyzwoicie młodzi: między 23 a 40 rokiem życia (pieniądze można brać już po 5 latach pracy pod ziemią). Kiedy 3 lata temu socjolodzy rozpoczynali badania pierwszej grupy, która opuściła kopalnie, to 10 proc. odpowiedziało wówczas, że nie szuka i nie będzie szukać pracy. W ostatnich badaniach prowadzonych przez Główny Instytut Górniczy już 18 proc. deklarowało, że nie jest zainteresowane żadnym zajęciem. – Niewiele państw może sobie pozwolić na roztrwonienie takiego dobra, jakim jest praca młodych ludzi – mówi prof.