Doktor Marcin Rawicz, ordynator Oddziału Intensywnej Opieki Medycznej warszawskiego szpitala dziecięcego przy ul. Litewskiej, wspomina lata 70. i 80., okres niewiarygodnych braków w zaopatrzeniu szpitali: – Czy wie pan, że mój szpital zużywa dzisiaj sześcio-, siedmiokrotnie więcej rurek inkubacyjnych, niż wówczas przydzielano na całą Polskę? Pamiętam, jak mój ówczesny szef w Instytucie Matki i Dziecka profesor Zdzisław Rondio (nestor polskiej anestezjologii dziecięcej, przez wiele lat był konsultantem Funduszu, a od 1990 r. jest jego wiceprzewodniczącym – przyp. red.) wydzielał poszczególnym placówkom dosłownie po kilka sztuk jednorazowych rurek. Neonatologia była w powijakach, w efekcie w 1990 r. umieralność niemowląt w Polsce wynosiła 19,4 promila, stawiając nas na szarym końcu cywilizowanych statystyk.
Wokół Funduszu utworzyło się środowisko lekarzy dziecięcych. Nacisk na Ministerstwo Zdrowia doprowadził do przyjęcia w 1995 r. rządowego programu poprawy opieki okołoporodowej i nowoczesnego, trójstopniowego modelu opieki nad noworodkiem. Umieralność noworodków zmalała do europejskiego poziomu 8 promili.
– Przypisywanie całej zasługi za to wielkie osiągnięcie polskiej służby zdrowia Funduszowi byłoby na pewno uproszczeniem – mówi doktor Rawicz. – Ale bez Funduszu nasza neonatologia byłaby w zupełnie innym miejscu.
W społecznej świadomości znakiem firmowym Funduszu stał się jednak program pomocy szczególnie uzdolnionym. Jak zauważa prof. Edward Nęcka, dyrektor Instytutu Psychologii Uniwersytetu Jagiellońskiego, w Polsce w przeciwieństwie do większości krajów nowoczesnych system edukacyjny ich gubi. – Przekonanie, że człowiek zdolny powinien sam sobie poradzić jest błędne – twierdzi profesor Nęcka.