Archiwum Polityki

Spragnieni miłości

[dla każdego]

Reżyser z Hongkongu Wong-Kar-Wai jest faworytem branży filmowej; otrzymał nagrodę kina europejskiego Feliksa za najwybitniejszą pozycję nieeuropejską oraz wyróżnienia w Cannes. Można by się spodziewać, że zawdzięcza on te sukcesy oryginalności egzotycznej, tymczasem jego film jest historią miłości, jaka mogłaby się zdarzyć wszędzie, zawsze, jednakowo podobnie. Co więcej, jest wyzbyta dramatyczności, niepełna, niedopowiedziana... film zaskakująco różny od zapowiadającego go rozgłosu. Pytanie nawet, czy jest w nim jakiś powiew kultury Wschodu? Nakręcony we współprodukcji z firmą francuską kojarzy się kinomanom z paryską Nową Falą z lat 60. i nawet akcja odbywa się w tychże latach: obserwacja życia codziennego i psychologii osób przeciętnych. On jest dziennikarzem, ona pracuje w przedsiębiorstwie żeglugowym; wynajmują, zgoła przypadkowo, mieszkania obok siebie, spotykają się na korytarzu, na ulicy, jak się zdarzy. Ale okazuje się, że ich towarzysze życia, jej mąż, jego żona – których zresztą nie poznajemy i nawet ledwie oglądamy, mają ze sobą pożycie, co sprawia, że jako zdradzeni zbliżają się do siebie. Ale to i wszystko; cały ich związek to ulotne sporadyczne kontakty, sparaliżowane przez ostrożność wobec otoczenia, przez niepewność, przez delikatność. Film, wydawałoby się, zrobiony z niczego; tymczasem jest to najbardziej sugestywna historia miłosna ostatnio na ekranie. Co podkreśla oryginalny styl filmu: ujęcia, które się nagle urywają w momencie, który wydawałoby się powinien być decydujący; ogląd, który mamy stale z dystansu, jakby przez półotwarte drzwi; klimat wspomnienia, które się widzi i pamięta, lecz które nie jest realizacją. I jednak jest to film ze swojej okolicy: w tle pulsuje intensywna metropolia orientalna, nadając owej miłości nastrój tym większego zagubienia.

Polityka 9.2001 (2287) z dnia 03.03.2001; Kultura; s. 44
Reklama