Najpierw umarł ojciec Agnieszki. Potem okazało się, że matka choruje na nowotwór. Od jakiegoś czasu rodzice nie pracowali. Było biednie, choć już mniej pili. Agnieszka robiła właśnie maturę. Zdała ją z trudem. Po śmierci matki okazało się, że rodzice od dawna nie płacili w spółdzielni czynszu. Dług – 12 tys. zł. Dla niej i dwójki młodszego rodzeństwa suma astronomiczna. Ktoś znajomy powiedział o sprawie dziennikarzowi z telewizji. Nakręcono krótki reportaż w WOT o trójce sierot, którym szykuje się eksmisję. Spółdzielni, najpierw nieprzejednanej, zmiękło serce. Prezes obiecał umorzyć odsetki od długu, a spółdzielnia zorganizowała imprezę na rzecz dzieci.
Armia ludzi zaczęła zbierać dla nich pieniądze. Potem okazało się, że dzieci nie dziedziczą członkostwa i żeby stały się członkami spółdzielni, muszą zapłacić jeszcze 20 tys. zł. Ktoś znajomy powiedział o tym Marii Szawłowskiej, która kieruje Stowarzyszeniem Dobra Nadzieja przy parafii w Chotomowie pod Warszawą. I znów armia ludzi ruszyła na pomoc. Odbyły się imprezy i aukcje. Najwięcej pieniędzy zebrała emerytka, członkini stowarzyszenia. Chodziła po firmach i wypraszała. Rzadko kto nie dawał. Teraz, jak mówi Ola Rezunow z Polskiej Akcji Humanitarnej, w ciężkich czasach wrażliwy bogaty czuje, że jakby niemoralnie być bardzo bogatym, więc dzieli się i podnosi sobie samopoczucie. Suma rosła. Wpłacali znajomi, członkowie stowarzyszenia, emeryci i nauczyciele. Agnieszka spłaciła dług. Została rodziną zastępczą dla dwójki rodzeństwa. Zaczęła pracować i podjęła studia zaoczne na pedagogice specjalnej. Matkuje siostrze i bratu. Trzyma dom. Daje sobie radę. Mały brat, dyslektyk, zaczyna robić postępy w szkole.