Archiwum Polityki

Wszystko przechlapane

Podstarzali autorzy lubią używać słów slangowych, bo te są znakiem czasu i dają pozory wigoru oraz tego, że jesteśmy na bieżąco. Do lamusa zawędrował pogląd, że o dobrym tekście trudno jest powiedzieć, kiedy naprawdę został napisany. Świat się zmienia i należy pospiesznie gonić za modą. Nawet jeśli to oznacza, że na przykład wbijamy się w jeansy, chociaż w metryce mamy już ponad pół wieku, a otyły zad nie wygląda wdzięcznie w opiętych spodniach.

Mając charakter przekorny, od wielu lat się staram pozostać w okopach Świętej Trójcy, szydząc z mody i głosząc zasady przeciwne do tych, które są w obiegu. W imię tych zasad stronię od wyrazów, które się lęgną na użytek chwili i stanowią swoisty znak czasu. Bywa jednak, że się poddaję. Nie umiem znaleźć synonimu dla modnego słówka „przechlapane”. Mam gdzieś czy u kogoś „przechlapane”. Nie wiem, skąd to słowo się wzięło i o jaki płyn tutaj chodzi – czy to kelner pochlapał klienta i na pamiątkę tego faktu powstało słowo „przechlapane”? Mam nadzieję, że rodowód nie jest obsceniczny i dlatego z poczuciem ryzyka chcę użyć tego słowa na piśmie, bez cudzysłowu, bo bardzo często mam wrażenie, że po tym co powiem, napiszę czy nakręcę, mam u kogoś czy gdzieś przechlapane.

Mam na przykład przechlapane u wszelkich postmodernistów, ale tu znaczenie słowa jest cząstkowe, bo wielu poglądów postmodernistów nie znoszę i oczekuję wzajemności. Ale mam także przechlapane u różnych feministek, a tu odnoszę wrażenie, że po trosze chodzi o niezrozumienie. Zdarzyło mi się wykpiwać feminizm tam, gdzie oznaczał on modę. Napisałem kiedyś na tych łamach o jakiejś pani papużce i po prawdzie miałem za natchnienie Polskę papugę narodów.

Polityka 9.2001 (2287) z dnia 03.03.2001; Zanussi; s. 97
Reklama