Archiwum Polityki

Ośmiornica czy krewetka

Mija rok od pierwszych widowiskowych aresztowań w sprawie, którą media nazwały łódzką ośmiornicą, doszukując się w bezprecedensowej skali przestępstw i korupcji urzędników – na usługach przestępców – podobieństw do sycylijskiej mafii. Bo rzeczywiście: w areszcie – na krócej lub dłużej – znaleźli się gangsterzy i lekarze, pospolite oprychy i ich adwokat, drobni oszuści i poważni przedstawiciele instytucji państwowych. Prowadzący śledztwo mówią o stratach państwa sięgających miliarda złotych. Oszukańcze spółki winiarskie (których mechanizm działania przedstawiamy w ramce na następnej stronie) to w ich opinii jedynie drobny fragment układanki. Ośmiornica ma na sumieniu produkcję narkotyków, wymuszenia, zamachy i zbrodnie. Miesiąc temu pierwsza grupa zasiadła na ławach oskarżonych. Od podejrzeń do wyroków daleka droga. Czy policja, UOP i prokuratura zdołają dowieść istnienia gigantycznej organizacji przestępczej, której macki (jak zapowiadano) sięgają również świata polityki? Czy na odwrót: złowroga ośmiornica okaże się w sądzie malutką krewetką (jak przekonani są adwokaci)? Spektaklowi, który teraz rozegra się na salach sądowych dodatkowego dramatyzmu dodaje starcie dwóch osobowości: prokuratora Kazimierza Olejnika i adwokata Tomasza Kwiatkowskiego. Pierwszemu towarzyszy poczucie misji, drugiemu – żądza starcia oskarżenia w proch.

Twarz oskarżonego Józefa S. wykrzywiał nerwowy tik, a gruby plik notatek wymykał się z drżących dłoni. – Moje zeznania zostały wymuszone. Przez dwa dni nie dostawałem jedzenia i picia – wyjąkał. – Funkcjonariusze Urzędu Ochrony Państwa grozili mojemu synowi. Mówili: Zrozum, na ośmiornicę jest duże zapotrzebowanie społeczne. Obciążysz dyrektora izby skarbowej, to szybko wyjdziesz.

Na sali zaległa grobowa cisza. Adwokaci wymienili między sobą wymowne spojrzenia. Publiczność i dziennikarze wpatrywali się w składającego wyjaśnienia Józefa S. lub w kamienną twarz siedzącego naprzeciw prokuratora. – Proszę kontynuować – rzucił beznamiętnym głosem sędzia, a maszyna stenotypisty zaklekotała na nowo.

Spektakl się zaczyna

Pierwszy proces łódzkiej ośmiornicy rozpoczął się niefortunnie. Na otwierającą go 9 maja 2000 r. rozprawę nie stawił się jeden z oskarżonych (odpowiadający z wolnej stopy Andrzej N.). Policji nie udało się go tego dnia odnaleźć i doprowadzić na salę, bo... nie było go w domu. Sąd przerwał proces i wyznaczył nowy termin rozprawy.

Na ławie oskarżonych zasiada trzynaście osób – niektórzy bohaterowie tak zwanego winiarskiego wątku śledztwa. Prokurator zarzuca im między innymi udział i kierowanie grupą przestępczą, wyłudzenie od Skarbu Państwa ponad 1,3 mln zł i próbę przekupstwa dyrektora łódzkiej izby skarbowej. 8 czerwca, w niecały miesiąc po odczytaniu aktu oskarżenia, sąd uchylił areszt wobec wszystkich oskarżonych (z wyjątkiem byłego policjanta Józefa S.), wyznaczając niewielkie kaucje, od 15 do 50 tys. zł.

Lada dzień zaczną się procesy kolejnych oszukańczych spółek winiarskich. Prokurator uważa, że ich działalność stanowiła jedno z podstawowych źródeł dochodów łódzkiej mafii.

Polityka 26.2000 (2251) z dnia 24.06.2000; Raport; s. 3
Reklama