Archiwum Polityki

Teraz wy

Rozmowa z Jaime Gamą, ministrem spraw zagranicznych Portugalii

Portugalię i Polskę łączy podobieństwo: oba kraje wyzwoliły się z ustrojów dyktatorskich (wy – z salazarowskiego, my – z radzieckiego) i zaraz zgłosiły wniosek o przyjęcie do Unii Europejskiej, tyle że wy 20 lat wcześniej. Dalej: mieliście rozdrobnionych i zbyt licznych rolników oraz ociężałe i niewydajne branże w sektorze państwowym. I także pewien strach przed utratą tożsamości narodowej w szerszej Europie.

Po 40 latach prawicowej dyktatury mieliśmy jeszcze półtoraroczny okres ruchu rewolucyjnego, dążący do skrajności. Dopiero potem nastał rząd, który mógł wprowadzić porządek demokratyczny. Istotnie mieliśmy ogromny sektor państwowy, utworzony na wzór autorytarnych rządów prawicowych okresu międzywojennego, a w początkowym, lewicowym okresie rewolucji portugalskiej sektor ten jeszcze się powiększył wskutek komunistycznych wywłaszczeń i nacjonalizacji. Wniosek o członkostwo w Unii miał dla nas jasne znaczenie: chodziło o gwarancje dla młodej demokracji i zdecydowany wybór gospodarki rynkowej.

Czy Portugalczycy powszechnie tak wówczas rozumieli ten wniosek?

Popierali go socjaliści, socjaldemokraci i centryści. Sprzeciwiali się komuniści, skrajna lewica, która uważała, że kapitulujemy przed kapitalizmem czy imperializmem i że musimy rozmontować przedsiębiorstwa państwowe. Sprzeciwiała się też skrajna prawica, która uważała, że dojdzie do utraty tożsamości narodowej, że kraj zostanie wchłonięty przez Europę, straci swoje charakterystyczne cechy, a nasza suwerenność zostanie skonfiskowana.

Mieliście dwa słabe punkty – rolnictwo i przestarzały sektor państwowy. Czy z góry wiedzieliście, co się z nimi stanie?

Oczywiście nie chodziło o prywatyzację dla samej prywatyzacji. Nigdzie nie jest napisane, że Europa wymaga prywatyzacji.

Polityka 26.2000 (2251) z dnia 24.06.2000; Świat; s. 32
Reklama