Archiwum Polityki

Giełda z prądem

W ubiegłym tygodniu ruszyła giełda, na której handluje się prądem elektrycznym – inaczej mówiąc, giełda watów. To nowość na naszym rynku, oczekiwana od lat. Giełda energii jest w istocie podobna do tych, na których handluje się masowymi towarami – zbożem, ziemniakami, warzywami, węglem, stalą itp. Kłopot w tym, że produkcja energii elektrycznej w Polsce zdominowana jest przez wielkich, państwowych dostawców i odbiorców. Umowy między nimi zawiera się na wiele lat po cenach z góry ustalanych. Fakt pojawienia się giełdy energii jest więc pierwszym krokiem na drodze do wolnego rynku, na którym konkurencja może sprawić, że ceny zaczną spadać. Tak jest w Europie Zachodniej. I my – jeśli chcemy sprostać dostawcom prądu elektrycznego z Unii Europejskiej – musimy stworzyć namiastkę wolnego rynku. Tak naprawdę jednak do swobodnego handlu energią na giełdzie mamy jedynie 10–20 proc. energii wytwarzanej w kraju. W tych warunkach swobodna gra podaży i popytu nie jest w stanie doprowadzić do rewolucji cenowej na rynku. Ale kiedy za kilka lat pojawią się u nas dostawcy prądu z Unii, sytuacja polskich dostawców stanie się trudna. Dlatego już dzisiaj zaczęli „na sucho” trenować na giełdzie handel prądem.

Polityka 26.2000 (2251) z dnia 24.06.2000; Gospodarka; s. 64
Reklama