Archiwum Polityki

Osobista historia futbolu

Nawet jak coś się na świecie albo w głowie dzieje, wielkie turnieje piłkarskie potrafią człowieka zająć, zaabsorbować, przykuć jego uwagę. Jeśli zaś nic się nie dzieje, jeśli zwłaszcza w głowie panuje straszna, ciemna pustka, albo jeśli mózg i dusza opętane są jedną obłąkańczą myślą – wtedy turniej piłkarski może terapeutycznie pomóc. Co mówię: terapeutycznie pomóc? Wtedy wielki turniej piłkarski może człowieka zbawić i ocalić. Obejrzałem wczoraj w telewizji (piszę ten tekst we wtorek 13 lipca) mecz Anglia–Portugalia i rozjaśniły się czeluści duszy mojej, i świat stał się mniej straszny, ocalałem. Wczoraj obejrzałem mecz Anglia –Portugalia i przypomniał mi się rok pański po Chrystusie tysiąc dziewięćset sześćdziesiąty i szósty. (Nieraz z całych sił staram się w tych tu opowiadaniach uniknąć nostalgicznej tonacji pradziada z lirą, co urodził się parę lat po Powstaniu Styczniowym i śpiewa o tamtych czasach, nieraz się staram, ale przeważnie mi nie wychodzi). Otóż co ja wiem o roku 1966? Nic. Ściśle zaś mówiąc całkowicie nic bym o tym roku nie wiedział, ani nic nie był w stanie powiedzieć, gdybym nie pamiętał, że wtedy w półfinale londyńskich mistrzostw świata również się zmierzyły Anglia z Portugalią. Dla młodego człowieka, co z całą niepoczytalną bezinteresownością stał po stronie Portugalczyków, był to mecz szekspirowski. Zwłaszcza ostatnie minuty były szekspirowskie, Anglia prowadziła 2:0 i w ostatnich minutach Portugalczycy zdobyli z karnego (wtedy nieznaną pod tą nazwą) bramkę kontaktową. Niestety – jak w końcu powiadają nie tylko sprawozdawcy sportowi – zabrakło im czasu. Teraz po bez mała czterdziestu latach z wypełnionym radością sercem oglądałem imponujący rewanż Portugalii, widziałem siedzącego na trybunach, starszego o bez mała czterdzieści lat i szczęśliwego jak dziecko Eusebio (to on razem z Coluną i Torresem stanowił trzon tamtej drużyny) i cały rok sześćdziesiąty szósty jak żywy stanął przed oczyma duszy mojej – z całą swobodą przypomniałem sobie, że wtedy napisałem pierwszy w życiu rymowany liryk – pierwszy i, Pan Bóg strzegł, jeden z ostatnich.

Polityka 26.2000 (2251) z dnia 24.06.2000; Pilch; s. 106
Reklama