Archiwum Polityki

Bertolt, Kurt i Kazik

Na swojej najnowszej płycie Kazik Staszewski śpiewa songi Bertolta Brechta do muzyki Kurta Weilla. O nożownikach, prostytutkach i innych postaciach półświatka znanych z piosenek dwóch Niemców śpiewał także Nick Cave – jeden z najważniejszych rockowych artystów, który wkrótce wystąpi we Wrocławiu. Kazik i Cave nie przypadkiem odwołują się do tradycji songu, gdzie przecież na równi liczy się drapieżny, poetycki tekst, jak i niebanalna muzyka. W rozmaity sposób czynią to także inni twórcy inteligentnego rocka.

Wprawdzie Brechtowskie songi śpiewało wielu wykonawców, od Louisa Armstronga poczynając, to jednak utwory te szczególnie pasują do rockowej wrażliwości, zorientowanej na burzenie schematów, odrzucenie tradycyjnej estetyki i wszelkiego konformizmu. Brecht i Weill zakwestionowali kanon tak zwanej sztuki wysokiej, co odbierano jako jawną prowokację. Już pierwsze ich wspólne dzieło – „Powstanie i upadek miasta Mahagonny” – wystawione w Baden-Baden w 1927 r. wywołało skandal. Zgorszenie wzbudziła także napisana rok później „Opera za trzy grosze”. Konserwatywni krytycy zarzucali autorom niezdrowe upodobanie do podkultury marginesu społecznego, uprawianie pornografii i kwestionowanie autorytetów. 40 lat później podobne oskarżenia padały pod adresem Jima Morrisona i jego zespołu The Doors, który włączył do swojego obrazoburczego repertuaru „Księżyc nad Alabamą”, dziś śpiewany przez naszego Kazika.

Scena splugawiona

Brecht piętnował w swoich tekstach zdegenerowany kapitalizm, Weill czynił to samo komponując dziwne, bo zupełnie niepasujące do gustów niemieckiego mieszczaństwa melodie, gdzie są zarówno ślady piosenek kabaretowych, orkiestr jazzowych jak i wczesnej awangardy muzycznej z początku dwudziestego stulecia. Nic więc dziwnego, że dokonania Weilla zostały potępione w Trzeciej Rzeszy, on sam zaś został wraz z Mahlerem czy Strawińskim zaliczony do grona kompozytorów „muzyki zdegenerowanej”. Do takich kompozytorów odnosiły się właśnie słowa Goebbelsa o plugawieniu sceny dysonansami wynikającymi z niemocy twórczej. Sam Weill doświadczył dramatu emigranta, gdy osiadł w Stanach Zjednoczonych i zaczął komponować muzykę do banalnych musicali.

I chociaż dziś mniej liczy się polityczne przesłanie Brechta, niewolne przecież od dogmatyzmu, to dla muzyków rockowych już to społeczny radykalizm, już to historie o postaciach z marginesu i rozmaitych outsiderach wciąż brzmią atrakcyjnie.

Polityka 21.2001 (2299) z dnia 26.05.2001; Kultura; s. 53
Reklama