Zasady są podobne jak w innych krajach. Chcąc skorzystać z okazji pomniejszenia ceny zakupu o podatek, należy go dokonać w sklepie, który ma w witrynie wywieszkę tax free. Sprzedawca zaopatrzy obcokrajowca w specjalną, tak zwaną zieloną fakturę, którą ten będzie musiał wypełnić. Na granicy zaś poprosi celnika o poświadczenie, że towar wyjechał z Polski. Jeśli jest to sukienka czy zegarek – w żadnym razie nie można ich mieć na sobie. Muszą mieć metkę lub nietknięte fabryczne opakowanie. Turysta zza Odry, któremu bardzo smakuje polska kiełbasa, musi poskromić apetyt i naruszyć ją dopiero po przekroczeniu granicy, w przeciwnym bowiem razie nie otrzyma zwrotu podatku.
Na dwa sposoby
Najprzyjemniejsza część procedury, czyli zwrot gotówki, odbywać się może na dwa sposoby. Jeśli sklep miał umowę z Global Refund, jest spora szansa na odzyskanie pieniędzy jeszcze przed wyjazdem z Polski. Firma ma bowiem punkty zwrotu VAT na 70 przejściach granicznych, często w budkach PZMot. Jeśli jednak zakupy zostały zrobione w sklepie, który ma umowę z Damisem, obecnym tylko na kilku przejściach, po zwrot gotówki należy się udać... do Damisu przy następnej wizycie w Polsce. Pod warunkiem, że odbędzie się ona nie później niż po trzech miesiącach.
Jest mało prawdopodobne, że prawdziwy turysta z zagranicznym paszportem będzie odwiedzał nasz kraj co trzy miesiące. Jeśli więc jest wystarczająco zorientowany, poszuka raczej sklepu związanego ze znanym na świecie Global Refund, który zwraca VAT obcokrajowcom nie tylko w Polsce, ale też w innych krajach. Odbierze podatek jeszcze na granicy lub po powrocie do siebie w banku, z którym firma ma podpisaną umowę, i może już o transakcji zapomnieć.
Jeśli w końcu znajdziemy się w Unii Europejskiej, prawdziwych turystów będzie jeszcze mniej.