Dla Latynosów knajpa nigdy nie była miejscem zbiorowego spożycia. To było miejsce spotkań towarzyskich, wymiany myśli, konspiracji, twórczości artystycznej i – last but not least – obżarstwa. Bodegi kubańskie, chilijskie, jamajskie czy nikaraguańskie upstrzone są na ścianach podpisami wybitnych artystów, polityków i pospolitych żarłoków. Ostatnio dotarły one i nad Wisłę. I tu przy kolacji można posłuchać gorących rytmów. Gorzej jednak, że przy dość zimnej zupie.
La Bodequita del Medio*
Po polsku nazwa ta znaczy „piwniczka między domami”, co też brzmi nieźle, choć pozbawione jest egzotyki hiszpańskiego. Warszawski lokal położony przy placu Zbawiciela, z wejściem od Nowowiejskiej, jest jedenasty na świecie. Mamy więc do czynienia z siecią, ale raczej niewielką (trzy restauracje w Meksyku, dwie we Włoszech, po jednej we Francji, Hiszpanii, Omanie, Zjednoczonych Emiratach Arabskich i na Kubie, od której się wszystko zaczęło).
Polityka
21.2001
(2299) z dnia 26.05.2001;
Społeczeństwo;
s. 98