Kiedy 10 listopada 2002 r. wyszli na Rynek, Domański w stroju krakowiaczka, a Madej w mundurze legionowego strzelca, trzymając transparent z napisem: „Protestujemy przeciwko smutnym świętom państwowym! Patriotyzm nie musi być cierpieniem!” – zebrała się wokół nich grupka krakowian. – Czego chcecie od marszałka, czemu Święto Niepodległości wam przeszkadza? – dopytywał się starszy pan. Poparli go gniewnym pomrukiem inni mężczyźni.
Musieli wyjaśniać, że nie, że Święto Niepodległości im nie przeszkadza. Tylko czemu musi być takie smutne? W Święto Niepodległości Polacy, tak jak inne narody, choćby Amerykanie i Francuzi, powinni przede wszystkim cieszyć się z odzyskanej niepodległości.
Domański i Madej tłumaczyli, że jeśli pozostawi się święta urzędnikom, to coś, co spaja Polaków, ostatecznie utraci swą moc. Dlatego chcą święta państwowe uratować. Zaczynają od Święta Niepodległości. 11 listopada zapraszają krakowian na Rynek na wspólne śpiewanie pieśni patriotycznych, które towarzyszyły Polakom w walce o niepodległość.
Nuty i rogatywka
Waldemar Domański skończył liceum konserwacji zabytków. Kolekcjonował polskie piosenki, szczególnie te zapomniane przez stacje radiowe. Został prezesem Stowarzyszenia Przyjaciół Piosenki Polskiej, którego był też współzałożycielem.
Kilka lat temu zaczął przekonywać urzędników ministerialnych, artystów estrady, dyrektorów firm fonograficznych, prezesów rozgłośni radiowych i wiele innych osób, że „piosenka jest dobrem narodowym, ważną częścią naszej kultury, zaśpiewaną najnowszą historią Polski. I jako takiej przysługuje jej prawo do chronienia”. Zaproponował utworzenie instytucji zajmującej się ochroną piosenek – Biblioteki Piosenki Polskiej. Odpowiadano mu uśmiechami, poklepywaniem po plecach, zdziwieniem, że taki pomysł przyszedł do głowy akurat stolarzowi.