Stambuł jest mostem między Wschodem i Zachodem, Azją i Europą” – mówi muzyk z miejscowego zespołu Baba Zula w jednej z pierwszych scen tureckiego filmu Fatiha Akina „Życie jest muzyką”, a kamera panoramuje most nad Bosforem. Geograficzna oczywistość, o której uczą się dzieci w szkole podstawowej, wypełnia się treścią, w miarę jak poznajemy miejsce akcji, ową paradoksalną aglomerację, zarazem centralną i peryferyjną, nowoczesną i tradycyjną, poddaną najróżniejszym wpływom cywilizacyjnym. Narratorem jest Alexander Hacke, basista niemieckiej awangardowej kapeli Einsturzende Neubauten. Europejczyk, eksperymentujący rockman, odkrywa zatem Stambuł dla siebie jako dla muzyka, co okazuje się dla niego (i dla widzów) przeżyciem niezwykłym. Widzi i słyszy, jak miejscowa tradycja muzyczna inspirowana wpływami arabskimi ustępuje miejsca zjawiskom nowym – rockowi, neofolkowi czy hip hopowi wreszcie. Młody Stambuł chce być taki jak Londyn, Paryż i Berlin. Baba Zula gra psychodelicznego rocka z domieszką Orientu, duet Orient Expressions można porównać do naszego Skalpela. Duman nawiązuje do legendy hipisowskiej i gitarowego rocka z lat 70., The Replikas zaś wzorują się na wspomnianym Einsturzende Neubauten. Erkin Koray, 60-letni weteran tureckiego rocka, opowiada, jak wielkie przeszkody musiał pokonywać, by grać to, co lubi, bo dawniej w Turcji, trochę tak jak u nas w głębokim peerelu, zachodnie wpływy uchodziły za zamach na kulturową tożsamość. Najciekawsze jest jednak to, że nawet modne formy muzyczne, z hip hopem włącznie, czasem mimowolnie, a czasem świadomie do tradycji nawiązują, co jednak bardziej przypomina postmodernistyczną, wyrafinowaną zabawę dźwiękiem niż jakąkolwiek folkloryzację.