Archiwum Polityki

Inaczej o starości

(...) Jako powyżej sześćdziesięciolatka po przeczytaniu artykułu Martyny Bundy „Rodzice jak dzieci” (POLITYKA 36) powinnam wraz z moimi rówieśnikami nie myśleć o tym, jak starać się przeżyć przyjemnie, godnie i jak najdłużej niezależnie pozostałe mi lata, ale myśleć o poczuciu winy i wstydu – co ja narobię moim dzieciom. W zasadzie należałoby się przygotować do popełnienia w odpowiednim momencie samobójstwa. Na szczęście mieszkam za granicą, gdzie seniorzy są bardzo ważną grupą konsumencką, gdzie nie ma obowiązku oddania każdego grosza (który zapewnia więcej niż minimum egzystencji dzieciom), gdzie naprawdę dużo ludzi cieszy się życiem nawet po sześćdziesiątce, a opieka nad ludźmi starymi to ogromna gałąź gospodarki. Mogłabym wyliczać długo. Nie powołując się na dane zza Oceanu, przytoczę dane z pobliskiej Anglii – 50 proc. ankietowanych 75-latków odpowiedziało, że czują się zdrowi, podobnie w Niemczech. 

Zresztą na ogół zażywać lekarstwa, chodzić do lekarza można bardzo długo samemu. Jeśli 60-latki nie są zdrowsi niż kiedyś, to po co badania prewencyjne, nowe metody leczenia, lekarstwa, szczepienia, nowoczesne techniki operacyjne, propagowanie zdrowego stylu życia...?

Może zamiast epatować straszną dla rodziców i ich dzieci starością, należałoby napisać artykuł na temat, jak będąc starym najmniej obciążać dzieci, a przede wszystkim, jak się do tego przygotować, a nie pisać o nieuchronnym nieszczęściu. Może zamiast oddawać wcześniej i potem ostatni grosz dzieciom (...), należałoby pieniążki odkładać na zapewnienie sobie opieki, żeby chociaż trochę odciążyć dzieci.

Polityka 39.2006 (2573) z dnia 30.09.2006; Listy; s. 112
Reklama